Dotychczas związki zawodowe protestowały zazwyczaj przeciwko polityce rządu czy zmianom w kodeksie pracy, teraz wzięły się za banki, powiększając grono „specjalistów” od polityki kursowej i stóp procentowych. Pod bankami protestują stoczniowcy w Szczecinie, przeciwko polityce NBP demonstruje OPZZ. Żyjemy w kraju demokratycznym i w granicach prawa każdemu protestować wolno. Wybór haseł należy zaś do organizatorów. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że protestujący idą w kierunku wskazanym przez premiera, który do oskarżeń wobec Rady Polityki Pieniężnej dołożył zarzuty wobec banków z udziałem zagranicznego kapitału, niewrażliwych jakoby na sytuację przedsiębiorstw. Rodzą się oczywiście pytania: dlaczego premier celowo zaostrza spór z bankiem centralnym i bankami w ogóle, dlaczego podsyca populistyczne nastroje? Hasło, aby iść na supermarkety, już zostało rzucone przez Samoobronę. Czy teraz podchody sfrustrowanych ludzi wierzących w nieprawdziwe, ale miłe dla ucha, hasła mają nacierać na banki? W bankach tych – jak to ujmuje Andrzej Lepper – są przecież pieniądze, a owe banki zachowują się jak cwaniacy spod budki z piwem (to już określenie premiera). Leszek Miller znalazł się pod ciśnieniem wielu problemów: złej sytuacji gospodarczej, żądań koalicjanta, żądań własnej partii, która chce jako tako wypaść w wyborach samorządowych, znalazł się też pod ciśnieniem sondaży dającym jego gabinetowi coraz mniejsze poparcie, które spadło już do poziomu schyłkowego Buzka. Premier powinien wsłuchiwać się w te wszystkie głosy, ale nie może za nimi ochoczo podążać.