W 1998 r. „Polityka” przedstawiła cykl artykułów pod hasłem „Zamknijmy domy dziecka”. Znalazła się tam krytyka pedagogicznego kolektywizmu kultywowanego w państwowych placówkach, przedstawione zostały przykłady wspierania dzieci i ich rodzin we wspólnotach lokalnych oraz pierwsze doświadczenia związane z nowoczesnym przekształcaniem placówek. Autorzy opowiedzieli się za prymatem rodzinnych form sprawowania pieczy nad dziećmi odseparowanymi od rodziców, podkreślali rangę pracy socjalnej dla wspierania rodzin dotkniętych kryzysem. Na koniec cyklu „Polityka” wraz z kilkunastoma osobami zaufania publicznego upomniała się o prawo dzieci do życia w rodzinie własnej i o wsparcie dla ich rodziców. Wbrew dotychczasowej praktyce uznaliśmy, że nie należy się od nich odwracać, zwłaszcza wobec pragnienia większości dzieci umieszczonych poza rodziną, by do niej powrócić.
Po omacku
Akcja „Polityki” zbiegła się w czasie z powstaniem czegoś na kształt ruchu społecznego na rzecz reformy placówek opiekuńczo-wychowawczych i rodzin zastępczych. Dojrzewała też wtedy właśnie – zrealizowana niebawem – myśl o przekazaniu zadań dotyczących placówek i rodzin zastępczych do sektora pomocy społecznej. Kilkadziesiąt lat funkcjonowania tych instytucji w systemie oświaty dowiodło jego odporności na ideę ochrony prawa dziecka do rodziny (własnej). Dwa przykłady wcale nie z lat 50. Rozporządzenie szefa resortu edukacji z 1994 r. (obowiązywało do 2000 r.) o placówkach nie przewidywało zatrudniania w nich pracowników socjalnych. Było to legislacyjne potwierdzenie braku chęci oddziaływania wobec rodzin wychowanków. Cóż się jednak dziwić, skoro na etat psychologa zasługiwał jedynie dom dziecka, w którym mieszkało ponad 100 dzieci!