Trzy tygodnie temu w felietonie „Nie i kropka” protestowałem przeciwko wchodzeniu w koalicję z Samoobroną, gdyż jest to partia: antyeuropejska, zagrażająca praworządności, stosująca w walce politycznej chwyty poniżej pasa i do tego jawnie już powiązana z kręgami szowinistyczno-rasistowskimi. Niestety, złośliwy faks uciął ostatni akapit, co spowodowało istotne niedopowiedzenie. Przytaczam więc z opóźnieniem: „Wszystko, co tutaj napisałem, odnosi się również, z minimalnie innym rozłożeniem akcentów, do sojuszy i aliansów z Ligą Polskich Rodzin. Identyczne NIE i taka sama kropka. Powie ktoś, że wykluczywszy skrajności nie można będzie stworzyć w sejmikach stabilnych układów. To trudno, nie będzie można. Trzeba będzie zdać się na zmienną i płynną większość przy głosowaniu nad konkretnymi decyzjami. Mniejsze to ryzyko niż podpisywanie cyrografów. Nie będziemy się musieli przynajmniej obawiać tej chwili, kiedy usłyszymy wśród rechotu: – Ta karczma Rzym się nazywa!”.
Uzupełnienie to nie wynika z jakowychś moich antyprawicowych fobii, które usiłuje mi uporczywie wmawiać paru internautów komentujących moje felietony na stronach www.polityka.com.pl. (Ta ostatnia kropka kończy zdanie, a nie adres e-mailowy). Nie wynika już choćby z tego powodu, że nie uważałem nigdy i nie uważam Ligi Polskich Rodzin za partię prawicową. I nie interesują mnie w tym względzie deklaracje jej liderów. W Rzeczypospolitej prawicowością i lewicowością najchętniej wycierają sobie bowiem gęby politycy nie mający z jedną ani drugą nic wspólnego. Osobiście uważam się, owszem, za człowieka lewicy. Spieszę więc wytłumaczyć, co przez to rozumiem. Tomasz Mann w „Mowie ku czci Lessinga” (1929) cytuje taką oto deklarację bohatera swojej laudacji: „Gdyby Bóg w swojej prawicy dzierżył wszelaką prawdę, a w lewicy nieustający popęd zdobywania prawdy, choćby nawet łączący się z koniecznością nieustannych i wiecznych pomyłek, i gdyby rzekł do mnie: wybieraj!