Archiwum Polityki

Wielka cisza

Trzygodzinny dokument niemieckiego filmowca Philipa Gröninga „Wielka cisza” to natchnione, zdumiewająco piękne świadectwo życia klasztornego kartuzów. Istniejący od blisko tysiąca lat zakon należy do najsurowszych w Kościele katolickim. Mnisi tylko raz w tygodniu opuszczają mury klasztoru. Odbywają wówczas spacer, podczas którego mogą rozmawiać. Żyją wedle surowych, niezmienionych od stuleci reguł, w zasadzie bez kontaktu ze światem zewnętrznym. Sami piorą swoje szaty, gotują, pracują w ogrodzie, a rytm dnia wyznaczają im modlitwy i uczestnictwo w mszach świętych. Gröning, który jako jedyny otrzymał zezwolenie na nakręcenie filmu w Grand Chartreuse w Alpach Francuskich, zabiegał o to kilkanaście lat. Jego wielomiesięczny pobyt w klasztorze zaowocował skupionym, triumfalnym obrazem tego, co stanowi istotę duchowego życia. „Uwiodłeś mnie Panie, a ja dałem się uwieść”. Biblijna fraza powracająca co pewien czas wśród malarskich kadrów opisujących klasztorną codzienność przypomina, o co tak naprawdę tu chodzi. Celem medytacji, której świadkują widzowie, jest intymna, żarliwa rozmowa z Bogiem. Naśladownictwo Pana. Kontemplacją wypełnione są wszystkie bez wyjątku obserwowane na ekranie czynności, nie tylko liturgiczne śpiewy i czytanie świętych ksiąg. Nawet tak trywialne zajęcia jak odśnieżanie grządek, mycie naczyń czy naprawa butów osiągają jakiś mistyczny wymiar, wypełnione są tajemniczą bosko-ludzką równowagą. Niezwykłe jest i to, że dokument niemieckiego reżysera ani przez moment nie brnie w patos i religijny kicz. Przewodnikiem po wewnętrznej przestrzeni kartuzów jest czarnoskóry nowicjusz, który zostaje przyjęty do wspólnoty. Jego pozorne wyobcowanie, samotność, a zarazem troska, jaką zostaje otoczony przez braci, rozwiewają wszelkie wątpliwości co do autentyzmu relacji i jej intencji.

Polityka 5.2007 (2590) z dnia 03.02.2007; Kultura; s. 56
Reklama