Polska była jedynym europejskim krajem, który zdecydował się na dystrybucję kinową eksperymentalnego filmu Gusa Van Santa „Gerry” (2002 r.). To wyjątkowe i trudne w odbiorze dzieło o wędrówce przez bezludną pustynię dwóch przyjaciół (Casey Affleck, Matt Damon) cieszyło się umiarkowanym powodzeniem. Obywający się niemal zupełnie bez dialogów film serwuje piękne obrazy dzikiej przyrody, długie, monotonne ujęcia bezcelowej marszruty bohaterów, sugerując przez 103 minuty projekcji jakieś drugie dno tej impresji. Wyjaśnienie zagadki przychodzi w ostatniej chwili, ale jest ono na tyle wieloznaczne, że nadal pozostawia niepokój. Edycja na DVD (dostępna tylko w Klubie Filmowym Era Nowe Horyzonty) powiększy zapewne grono entuzjastów „Gerry’ego”, z czego należy się cieszyć, bo dwa kolejne, o wiele bardziej znane, autorskie projekty Van Santa („Słoń”, „Last Days”) zostały zrealizowane w podobnej manierze i oglądane razem tworzą coś na kształt tryptyku śmierci. Jak przyznaje sam Gus Van Sant, są one hołdem złożonym wybitnemu węgierskiemu reżyserowi Beli Tarrowi, który zainspirował Amerykanina do rozwijania jego estetyki.