Archiwum Polityki

Ze skrzypcami jak z człowiekiem

Agata Szymczewska Agata Szymczewska Agata Szymczewska / Facebook
Rozmowa z Agatą Szymczewską, laureatką Paszportu „Polityki”

Dorota Szwarcman: – Jak pani wytrzymuje to tempo, w którym żyje od listopada?

Agata Szymczewska: – Był już moment po konkursie, że opadłam z sił i denerwowały mnie kolejne prośby o wywiad czy spotkanie. W święta się wyciszyłam, nawet przez pewien czas nie grałam, ale po otrzymaniu Paszportu „Polityki” czułam się, jakbym znów wygrała konkurs, takie było zamieszanie. To sympatyczne, ale męczące.

A tu trzeba nadal grać.

Bronię czasu na ćwiczenie. Najgorsze są poniedziałki, po weekendzie jest najwięcej telefonów, ale w tygodniu jest prawie tak, jak przed konkursem: gram od czterech do ośmiu godzin. Muszę mieć czas na rozwój, to warunek mojego dalszego istnienia. Teraz będę poszerzać repertuar, m.in. o Szymanowskiego.

Mówi się, że jest pani specjalistką od wygrywania. Jak to się robi?

Nie wiem. Na pewno muszę być przygotowana od A do Z, traktować program jako całość, w której wszystkie elementy są równie ważne. Poza tym mam wsparcie rodziny, profesorów, przyjaciół. Co ponadto decyduje o wygranej? Przypadek, szczęście, zbieg okoliczności.

A jak z tremą? Sprawia pani wrażenie, że nie zna tego uczucia.

I znam, i nie. Kiedy pilot podchodzi po raz setny do lądowania, wciąż zapewne odczuwa pewien dreszczyk emocji. Ja potrafię panować nad tremą, radość z występowania bierze górę nad stresem i oddaję się temu, co kocham: muzyce.

Wracając do kwestii przygotowania, coraz częściej na konkursach pojawiają się ludzie z nieopanowanym programem. Czy to ma sens?

Nie ma. Ale muszę powiedzieć, że i ze mną bywało różnie. Bardzo ważne jest nastawienie. Czasem miewałam takie: no to pojadę, zagram i zobaczymy. I niewiele z tego wychodziło.

Polityka 5.2007 (2590) z dnia 03.02.2007; Kultura; s. 60
Reklama