Wizerunek Rumunii, marka Rumunia, to nasz wielki problem – mówi Gheorghe Moisescu, ekspert od kreowania marek i public relations. Gheorghe zna się na rzeczy. W listopadzie 2006 r. zdobył prestiżową nagrodę w konkursie Romanian PR Award za stworzenie i wykreowanie nowej marki wina – z segmentu dla zamożnych snobów. Chwalił je publicznie premier Rumunii. Gheorghe wymyślił wino, które już po roku od powstania jest rozpoznawane przez koneserów w Londynie. Oparte na cabernet sauvignon, smakuje inaczej niż większość czerwonych win. Jest bardzo wytrawne.
– Sukces nie polega tylko na smaku, to kwestia marki, a marka to zbiór skojarzeń i oczekiwań – tłumaczy Gheorghe. Za jego plecami, na ścianie, wisi kolekcja obrazów Sorina Ilfoveanu, urodzonego w 1946 r. malarza, uchodzącego za jednego z najciekawszych rumuńskich twórców. Razem wpadli na pomysł nawiązania do dackiej tradycji i rzymskich bachanaliów. Na etykiecie z poderżniętego gardła baranka spływa strużka krwi do podstawionego kielicha, który tym samym staje się świętym Graalem. A nazwa „Davino” w założeniu ma tworzyć „davino kode”, nawiązywać do Dana Browna i „Kodu Leonarda da Vinci”.
Gheorghe, podobnie jak ojciec, jest z wykształcenia lekarzem, ale odszedł z zawodu do pasjonującego świata igrania skojarzeniami, tworzenia wizerunków, zabawy iluzjami. Żałuje, że nie powstała marka Europa Środkowa, z którą kojarzyłaby się dobra kiełbasa, salceson, słonina, wódka i palinka, niezbyt mocna, z dorodnymi owocami czereśni w butelce.
Jest zdania, że Rumunia wchodzi do Unii zbyt wcześnie, bez refleksji nad tym, jakie miejsce chciałaby mieć wśród krajów Wspólnoty. Obawia się, że wymogi i normy unijne zlikwidują rumuńską specyfikę. Zniknie sprzedawana przez chłopów prasowana słonina, ręcznie robione sery, jarmarczny handel.