W Budapeszcie zalane są niektóre ulice, w Bratysławie i okolicach ewakuowano kilkadziesiąt domów. Na Słowacji jest najwięcej wody od 30 lat. W Europie Środkowo-Wschodniej zginęło z powodu powodzi już 21 osób.
Media na świecie informują przede wszystkim o ofiarach śmiertelnych, podają też statystyki ewakuacji. Nie brakuje komentarzy, że reakcja polskich władz była nieodpowiednia, a tragicznych w skutkach powodzi może być coraz więcej.
Powodzie na południu Polski; z wielką wodą walczą też Czesi i Rumuni; drugi zamach na życie Donalda Trumpa; Putin straszy wojną z NATO; Magdalena Fręch wygrała turniej w Guadalajarze.
Alarm powodziowy ogłoszono w ponad 170 miejscowościach u naszych południowych sąsiadów. Tysiące osób nie ma prądu, ewakuowano m.in. szpital w Brnie. Wielka woda wdarła się też do Rumunii.
Międzynarodowa presja na Polskę nie maleje – zapewne będzie rosła do szczytu w Waszyngtonie, któremu potrzeba „sukcesu". W którymś momencie Warszawa może być nawet napiętnowana za opór, zwłaszcza jeśli na podarowanie Ukrainie świeżo kupionych patriotów zdecydują się Rumunia lub Szwecja.
W Brukseli ogłoszono to z dużą pompą, przewodnicząca Komisji Ursula von der Leyen mówiła o „dniu wielkiej dumy” dla obywateli obu państw.
Polsce niepostrzeżenie wyrósł silny konkurent. Dynamiczny, przewidywalny, szybko nadrabiający zaległości.
Rumuńscy politycy słusznie dostrzegają w tym gest uznania dla swego kraju, który jest bardzo wiernym sojusznikiem Zachodu.
Sojusz rozciągnie na południe wschodniej flanki stacjonowanie batalionowych grup bojowych. Ale misji na Ukrainie nadal nie popiera i nie zamierza formalnie zrywać deklaratywnego układu z Rosją.
Joe Biden połączył się wirtualnie z prezydentami krajów wschodniej flanki NATO. Konferencja potwierdziła poparcie USA dla wielostronnej współpracy, ale odsłoniła też różnice perspektyw, czym ona ma być.