Archiwum Polityki

Rezerwy i nerwy

Polska ma dzisiaj (w przeliczeniu) 44,3 mld dol. rezerw walutowych. W ciągu 13 lat wzrosły one dziesięciokrotnie. Są w dolarach, w euro, frankach szwajcarskich i w złocie. Kontrolę nad tym majątkiem, bardzo ważnym dla wizerunku i bezpieczeństwa finansowego państwa, ma Narodowy Bank Polski. Większość środków lokuje w bezpiecznych, ale niezbyt wysoko oprocentowanych, rządowych obligacjach USA i Niemiec. Prezes banku powtarza, że to nasza polisa ubezpieczeniowa na wypadek krachu walutowego. Dlatego te środki muszą być ulokowane w sposób przede wszystkim bezpieczny, dalej – zapewniający płynność (czyli łatwość dostępu, gdyby trzeba było interweniować w obronie kursu złotówki), a dopiero na końcu – przynoszący możliwie duży dochód. Ale nie wszystkich te argumenty przekonują. Na tym polu szczególne zasługi ma Andrzej Lepper. Od lat namawiał kolegów posłów najpierw do wykorzystania faktycznych rezerw dewizowych na inwestycje, potem do przechwycenia tzw. rezerwy rewaluacyjnej (powstaje z technicznego przeliczenia walut po zmieniających się nieustannie kursach i jest tylko wartością księgową).

Ostatnim wykwitem tego rozumowania był przygotowany przez Samoobronę projekt nowelizacji ustawy o NBP, celem zmuszenia banku centralnego do współodpowiedzialności za wzrost gospodarczy kraju. Była też w nim mowa o wykorzystaniu przez rząd rezerw. Ten projekt okazał się jednak sprzeczny z prawem Unii Europejskiej i w autopoprawce zapisy o rezerwach zniknęły. Odnalazły się jednak ostatnio w projekcie odrębnej ustawy o zagospodarowaniu rezerw dewizowych, który w tym tygodniu chce złożyć w Sejmie Roman Giertych. Szef LPR proponuje, żeby kontrolę nad rezerwami walutowymi Polski odebrać NBP i przekazać parlamentowi.

Polityka 17.2006 (2552) z dnia 29.04.2006; Ludzie i wydarzenia; s. 17
Reklama