Skracanie seriali kryminalnych tak, by z nakręconych już odcinków mógł powstać samodzielny film fabularny, stało się normą. „Kameleon” Janusza Kijowskiego, „Pitbull” Patryka Vegi to tylko wybrane przykłady mniej lub bardziej udanych zabiegów montażowych, podszywających się pod produkcję kinową. Pokusa pewnych i szybkich zysków popycha telewizyjnych producentów do coraz ambitniejszych kroków, czego dowodem „Świadek koronny” – policyjny melodramat o polskiej mafii w reżyserii Jarosława Sypniewskiego i Jacka Filipiaka. Film powstał na bazie serialu „Odwróceni”, napisanego przez Piotra Pytlakowskiego i Artura Kowalewskiego dla TVN. Ale główny wątek – dziennikarza śledczego (Paweł Małaszyński) przeprowadzającego wywiad ze skruszonym gangsterem (Robert Więckiewicz) – dopisał Wojciech Tomczyk. Ów wywiad dotyczy szczegółów przestępczej działalności mafiosa. Sypiąc kolegów, we własnym mniemaniu odpokutował winy i wiedzie przyzwoite życie. Prowadzona przez niego gra ma przekonać dziennikarza o trwałości tej przemiany. Tymczasem reporter spotyka się z nim, by poznać nazwisko osoby odpowiedzialnej za śmierć swojej narzeczonej (zginęła przypadkowo w gangsterskim zamachu bombowym). Najciekawsze w tym filmie, oprócz obrazków z życia codziennego rodzimych przestępców, są dylematy moralne faceta, który zdradził, stając się policyjnym kapusiem. Niestety psychologia nie jest mocną stroną autorów filmu. Zamiast dramatu sumienia budują dość banalną historię o namiętnościach, które nawracają grzeszników na właściwą drogę. Jednak jako pilot serialu „Świadek koronny” spełni swoją rolę, gdyż filmowe napięcie, mimo solidnych luk w dramaturgii, szybko nie siada.