Archiwum Polityki

Córka botanika

Mieszkający we Francji Chińczyk Daj Sijie jest utalentowanym pisarzem i reżyserem, co potwierdził publikując m.in. rozliczeniową powieść „Balzak i mała Chinka” o rewolucji kulturalnej Mao. Po jej ekranizacji Sijie zyskał międzynarodową sławę, był nawet nominowany do Złotego Globu, co rozbudziło w stosunku do niego duże oczekiwania. Niestety jego następny filmowy krok „Córka botanika”, melodramat o lesbijkach, okazał się niewypałem, głównie z powodu nieznośnej, patetycznej konwencji, w jakiej został nakręcony. Budzący emocje, kontrowersyjny obyczajowo temat reżyser potraktował z nabożeństwem i czcią, tak jakby opowiadał o legendzie Tristana i Izoldy. Dziewczyna z sierocińca trafia na staż do domu słynnego profesora botaniki i zakochuje się w jego córce. Piękno, subtelność, wdzięk kobiecego ciała i zmysłowa wrażliwość zostają przeciwstawione brutalności, egoizmowi, męskiej sile symbolizowanej przez nieokrzesanego, tępego żołnierza starającego się o rękę jednej z nich. Nie trzeba być geniuszem, żeby po kilkunastu minutach projekcji domyślić się, co z tego trójkąta wyniknie. Tym bardziej że reżyser z ochotą korzysta z najbardziej oklepanych schematów zaczerpniętych z mało ambitnej, sentymentalnej literatury dla pensjonarek. Temat zakazanej miłości sam w sobie jest oczywiście ciekawy, a osadzenie go w realiach Kraju Środka, gdzie za homoseksualizm i miłość lesbijską grozi śmierć, należy uznać za akt artystycznej odwagi. Niemniej trudno zrozumieć, dlaczego starannie wystylizowane pastelowe zdjęcia wyglądają dokładnie tak, jakby twórcom zależało na nakręceniu jeszcze jednego odcinka „Emmanuelle”. A niepozwalająca na samodzielne myślenie, wyciskająca łzy muzyka brzmi jak uwertura do harlequinowskiego kiczu.

Polityka 7.2007 (2592) z dnia 17.02.2007; Kultura; s. 59
Reklama