Archiwum Polityki

Lepiej upaść niż utonąć

Po trzech miesiącach desperackich prób reanimacji Stocznia Szczecińska jednak bankrutuje. Nowy zarząd firmy pospołu z sprzywołanym na ratunek ministrem gospodarki zrobili rachunek sumienia, z którego wynika, że bez 80 proc. redukcji długów szczeciński holding dalej nie pociągnie. Z kolei część banków, pewnie ta, która lepiej zabezpieczyła swoje interesy, nie widzi powodu, żeby aż tak dużo i to bez walki płacić za cudze grzechy. I też ma rację. W tej sytuacji upadłość, wbrew temu co sądzą rozgoryczeni stoczniowcy, wydaje się rzeczywiście najlepszym rozwiązaniem. Po pierwsze, po złożeniu formalnego wniosku, z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych będzie można wreszcie wypłacić zaległe wynagrodzenia. Na początek dobre i to. Po drugie, skończą się niemałe kłopoty z przejęciem pakietu akcji od poprzednich, prywatnych właścicieli, którzy doprowadzili firmę do finansowej ruiny. Po trzecie, i najważniejsze, na gruzach upadającej spółki łatwiej i szybciej da się zbudować nową, zapewne mniejszą i lepiej zorganizowaną firmę, która zapewni pracę dla części załogi i naprawdę wytrzyma konkurencję. Rząd słusznie zatroskany perspektywą lawiny upadłości (zagrożony jest teraz Cegielski i inni mniejsi dostawcy stoczni) może tu jeszcze wiele pomóc nie tylko poprzez kredytowe gwarancje, ale także ułatwienie biurokratycznego procesu przekształceń. Stocznie są warte wsparcia bardziej niż wiele innych branż, co nie znaczy, że na powrót powinny przejść na utrzymanie podatników.

Paweł Tarnowski

Polityka 25.2002 (2355) z dnia 22.06.2002; Komentarze; s. 13
Reklama