Spider-Man – twór wyobraźni Stana Lee i Steve’a Ditko – pojawił się po raz pierwszy na łamach komiksu latem 1962 r. Popularność jeszcze jednego superbohatera zaskoczyła wszystkich, nic więc dziwnego, że opowieść o przygodach nastoletniego Petera Parkera, którego w czasie szkolnej wycieczki ugryzł zmutowany owad, została skwapliwie rozbudowana: dwa lata po debiucie człowieka-pająka pojawiła się postać jego największego wroga, czyli Zielonego Goblina, rok później twórcy komiksu wprowadzili Mary Jane – szkolną miłość młodego herosa.
O sukcesie Spideya, jak pieszczotliwie nazywają go fani, zadecydowało połączenie mało przystających do siebie cech. Z jednej strony Peter Parker uosabiał problemy przeciętnego amerykańskiego nastolatka: mieszkał z wujostwem w Queens, zadurzył się w koleżance, która woli jego najlepszego przyjaciela Harry’ego (syna, jak się okaże, Zielonego Goblina), doświadcza oczywiście szkolnej udręki, zatrudnia się w gazecie „Daily Bugle”. Wątek edukacyjny towarzyszy Spideyowi cały czas, okazuje się przecież, że musi on także uczyć się swoich pajęczych umiejętności, a nauka ta wcale nie przebiega bezboleśnie. Z drugiej strony bowiem biografia Parkera wypełniona jest niezwykłościami: jego wuj Ben zostaje zamordowany, nastolatek poprzysięga zemstę, zaś w pogoni za zbrodniarzami pomaga mu instynkt, nadzwyczajna zwinność, umiejętność przywierania do wieżowców i posługiwanie się pajęczą siecią. Warto przy okazji dodać, że z filmu z oczywistych względów wypadła jedna z efektowniejszych scen, gdy Spider-Man łapie rabusiów w pajęczynę rozpiętą między wieżowcami World Trade Center.
Heros bez skazy
W czerwcu 1938 r. na łamach „Action Comics” debiutował Superman. Postać to zaiste nieziemska: wystrzelona w kapsule z planety Krypton, obdarzona siłą, pozwalającą już w wieku niemowlęcym dźwigać samochody czy ciężkie meble, i szybkością, która sprawiała, że młody Superman biegał szybciej od rozpędzonych pociągów.