Archiwum Polityki

Coś tu nie tak

Angielski piłkarz z Realu Madryt podpisał niedawno kontrakt z kalifornijskim klubem, gwarantujący mu takie uposażenie, że – jak wyliczyło francuskie „L’Equipe” – może sobie kupić każdego dnia trzy samochody Renault w wersji luksusowej. W ten sposób rozpoczął się kolejny etap dewaluacji pieniądza, moralności społecznej, a przede wszystkim sportu, jakim była ongiś piłka nożna. Z tym że jest to już tylko ilościowa kontynuacja regresji. Zmiany jakościowe dokonały się wcześniej.

Niektóre drużyny (zdarzyło się to na przykład londyńskiemu Arsenalowi) wybiegają dzisiaj na boisko bez jednego choćby autochtona w składzie. Nie powinno to w Rzeczpospolitej dziwić, gdyż i u nas właściciel szczecińskiej Pogoni wymyślił sobie, że kupi kilkunastu tzw. rozwojowych Brazylijczyków i zastąpi nimi Polaków, którzy są bardziej wymagający finansowo, rozpieszczeni, a do tego jeszcze niesforni. I nawet zaczął wcielać plan w życie. Miał problem wyłącznie finansowy, gdyż prawnie i obyczajowo wszystko jest w porządku.

Znany u plemion pierwotnych zwyczaj kupna i sprzedaży żon zastąpił w naszej epoce handel sportowcami. Im dyscyplina popularniejsza i częściej pokazywana w telewizji, tym ceny wyższe. Czy to jednak będzie łucznictwo (taniocha zupełna), czy piłka nożna (górna półka), konsekwencje są nieubłaganie te same.

O hierarchii we wszelkich rozgrywkach zespołowych decyduje pieniądz. Owszem, zdarzają się sensacyjne wyjątki – ambitny biedak wdziera się na salony. Jakaś czeska czy bułgarska drużyna wpycha się do Ligi Mistrzów (siłą rzeczy zabierają miejsce któremuś z potentatów). Są to jednak tylko efemerydy. Bo cóż się wówczas dzieje? – Po prostu piłkarze takiego intruza są natychmiast wykupywani.

Polityka 8.2007 (2593) z dnia 24.02.2007; Stomma; s. 96
Reklama