Znajomy prowadzący rozległe życie towarzyskie ustalił ostatnio nowy porządek spotkań: goście przychodzą, rozsiadają się w fotelach i na kanapach, po czym przez pół godziny trwają w milczeniu przerywanym jedynie chrzęstem kostek lodu, bulgotem nalewanych trunków, brzękiem szkła. Gospodarz patrzy na zegarek – trzydzieści minut minęło.
– Wymieniliśmy uwagi na tematy polityczne – mówi. – Teraz możemy porozmawiać o czymś przyjemnym.
Pomysł nie jest zły.
Polityka
8.2007
(2593) z dnia 24.02.2007;
Groński;
s. 97