Joshua Redman, „cudowne dziecko” amerykańskiego jazzu, jak pisano o nim na początku lat 90., jeszcze przed swoim debiutem płytowym (1993 r.) grał z najlepszymi muzykami. Już w połowie ubiegłej dekady krytycy zaliczali go do światowej czołówki saksofonistów tenorowych i tak zostało do dziś. Najnowsza płyta Redmana „Elastic” według samego artysty jest podsumowaniem dziesięcioletnich poszukiwań, których owocem miało być znalezienie optymalnej drogi wyznaczonej z jednej strony przez nieokiełznaną spontaniczność, z drugiej zaś – przez precyzję wykonania. Wszystko wskazuje, że się udało. „Elastic” zawiera 12 kompozycji, wszystkie dopracowane w najdrobniejszych szczegółach, a jednocześnie zagrane w sposób niezwykle żywiołowy. Przegląda się w tej płycie niemal cała historia jazzu ostatnich dziesięcioleci, wpływy stylistyczne swingu, funku, nawet jazz-rocka, ale całość podporządkowana jest spójnej wizji: chodzi o to, by maksymalnie wykorzystać możliwość naturalnego, akustycznego brzmienia instrumentów – saksofonu, basu i perkusji. Przez to muzyka albumu lokuje się całkiem wygodnie w kręgu tzw. nowego jazzu czy, jak się inaczej mówi, jazzowej neoawangardy. Okazuje się, że nawet najbardziej „klasyczne” instrumentarium nie przeszkadza w rozbijaniu skostniałych reguł, a ciepły dźwięk saksofonu bywa niekiedy bardziej dosadny niż przesterowana gitara elektryczna. M.P.
:-, dobre
:-' średnie
:-( złe