Archiwum Polityki

Lewicowy semafor

Kto ma dzisiaj złą prasę? SLD po przegranej wygranych wyborów. – „Jeszcze nigdy Sojusz nie dostał takich batów!” – zdanie Michała Kamińskiego (pielgrzyma do Pinocheta, obrońcy dobrego imienia mieszkańców Jedwabnego w dniach okupacji) znalazło się w wielu sprawozdaniach i analizach. „Padły bastiony lewicy, padły twierdze czerwonych” – to tytuły z pierwszych stron gazet i serwisów telewizyjnych. – Było do przewidzenia, że właśnie tak się stanie – dodają eksperci. Istotnie: kiedy mówi się, że jest źle i będzie jeszcze gorzej, ma się szanse na to, by zostać prorokiem. Przynajmniej u nas. Wśród przegranych toczą się dyskusje, dlaczego nie pomogły wizyty wspierające z centrali. Tak jakby zastrzyk w drewnianą nogę mógł pomóc pacjentowi poderwać go do biegu.

Okazało się, że Urban miał rację: kiedy celem władzy jest władza, musi się ją utracić. Kiedy lewicowość jest jedynie wyborem strony w ławach poselskich, ciężko przekonać widzów, że chodzi o coś więcej niż o wygodne siedzisko. Vox populi, vox idei. Jaka idea przyspiesza bicie serc wrażliwych na krzywdę i niesprawiedliwość? Gdzie są następcy dawnych socjałów-społeczników, którzy odwiedzali nory nędzarzy na łódzkich Bałutach i Księżym Młynie na co dzień, nie od święta? Kto stykał się z nimi, rozpoznawał bezbłędnie: gotowi są płacić za swe przekonania i poglądy – bo je mają, wierzą w swój program.

Odcięcie się od tradycji polskiego socjalizmu, zaczynanie od nowa, bo tak jest rozsądnie i pragmatycznie, ludzie zapomną o rządach partii hegemona – wszystko to zmieniło formację lewicową w twór pyszny i zarazem lękliwy. Pyszny wobec tych, którzy z racji wcześniejszych życiowych wyborów nie mieli innego wyjścia.

Polityka 47.2002 (2377) z dnia 23.11.2002; Groński; s. 103
Reklama