Zadanie brzmi: opisać, jak pracuje redakcja. Pytanie, od czego zacząć?
– Zacznij od samego początku – radzi redaktor prowadzący, trawiony obsesją odnalezienia początku (a także środka i końca) w każdym tekście.
Problem w tym, że na samym początku redakcja jeszcze nie pracuje, gdyż nie zdążyły powstać żadne teksty, które nie zdążyły powstać, gdyż zgromadzeni na II piętrze dziennikarze na zebraniach swoich działów właśnie kombinują, o czym by tu napisać, aby okazało się to, jak mawia redaktor naczelny, atrakcyjne czytelniczo.
Zasadniczych problemów jest kilka. Po pierwsze – nie ma o czym pisać, bo wszystko wcześniej pokazała telewizja lub skonsumowała prasa codzienna.
Po drugie – jeśli jest coś, czego nie pokazała telewizja lub nie skonsumowała prasa codzienna, to znaczy, że publiczność nie jest tym zainteresowana, więc nie ma o czym pisać.
Po trzecie – jeśli już naprawdę znajdzie się coś ciekawego do opisania, może się okazać że:
A) nie jest to prawda;
B) nie nadaje się to na przód Kraju (a przód Kraju to wizytówka tygodnika i coś na nim musi być);
C) z czwartego, kierowniczego, piętra pada pytanie, czy naprawdę nie ma już niczego ciekawszego do opisania?
Dobre, ale takie sobie
W tej sytuacji redaktor naczelny rzuca polecenie, żeby koniecznie wyjść na miasto, do ludzi, żeby rozpytać, nawiązać kontakty, uruchomić osobowe źródła informacji, nadstawić ucha, wczuć się w rytm i przynieść coś naprawdę świeżego. I dziennikarze wstają, idą i w końcu zawstydzeni rzeczywiście przynoszą coś naprawdę świeżego.
Od tego momentu sprawy nabierają tempa właściwego pismu nr 1 w segmencie tygodników opinii. Po pierwsze – dziennikarze zgłaszają tematy tekstów kierownikom działów.