Jackson Pollock zginął w wypadku samochodowym, w wieku lat 44 w 1956 r. Jego twórczość zapoczątkowała rozkwit sztuki plastycznej w Ameryce; od niego zaczyna się kariera Nowego Jorku jako centrum eksperymentu abstrakcyjnego. Pollock był wizjonerem z trudem adaptującym się do codzienności; miał ataki paranoicznej neurastenii, potrafił przewrócić stół podczas przyjęcia czy oddać mocz do kominka w trakcie spotkania towarzyskiego. Zapewne nie dałby sobie rady, gdyby nie pomoc brata oraz kochającej go Lee Krasner, również malarki, którą zresztą zdradził; zaś przede wszystkim decydująca była opieka milionerki Peggy Guggenheim, założycielki Muzeum Sztuki Nowoczesnej jej imienia na Manhattanie. Ta biografia Pollocka jest tematem filmu, którego reżyserem i wykonawcą głównej roli jest aktor Ed Harris i którego oryginalność polega na pokazaniu, prócz życiorysu artysty, również samego procesu twórczego. Mieliśmy ostatnio dwie podobne monografie filmowe: „Picasso” w wykonaniu Anthony’ego Hopkinsa oraz „Love is the devil”, w którym Derek Jacobi grał Francisa Bacona, ale obydwie ograniczały się do cyklu anegdot, bez wnikania w dorobek malarzy. Tymczasem tutaj jesteśmy świadkami powstawania głównych dzieł Pollocka, przy tym film odtwarza wiernie ich autentyczny wygląd w kolejnych fazach malowania. Obrazy Pollocka, stwarzające wrażenie spontanicznej gmatwaniny, lecz zarazem dynamicznie sugestywne, były rezultatem niespodziewanej precyzji. Umieszczał swoje olbrzymie płótna na podłodze i wypełniał je chodząc po nich. Ciekawe, że ta sztuka, wydawałoby się odległa od rzeczywistości, powstała na odludziu w East Hampton, gdzie Pollock nabył dom i gdzie, jak sam mówił, inspiracją było dla niego odczucie natury: jego obrazy symbolizowały jej energię.