Archiwum Polityki

Drugie dno torby

Foliowe torby zaśmiecają świat. Coraz więcej państw próbuje z tym walczyć. Swoją kampanię zaczyna także Polska. Ale czy rzeczywiście warto zaczynać tę wojnę?

Wojnę plastikowym workom, obecnym dziś niemal w każdym sklepie, w ubiegłym roku wytoczył wiceprzewodniczący Rady Miejskiej Łodzi Krzysztof Piątkowski. W październiku łódzcy radni przegłosowali stosowną uchwałę i od czerwca tego roku tamtejsze sklepy miały zaprzestać rozdawania jednorazowych toreb z polietylenu. Wprawdzie miejscowy wojewoda wkrótce uznał, że radni nadużyli swoich uprawnień i zakaz uchylił, ale Piątkowski się nie poddał. To on jest pomysłodawcą niedawno obchodzonego Dnia bez Foliówki.

23 stycznia mieszkańcy Łodzi, Świebodzina, Tychów i Zabrza zabierali na zakupy własną siatkę lub koszyk. Jeśli zapomnieli, mieli mały kłopot. Tego dnia sklepy nie wydawały plastikowych toreb, chyba że klient wyraźnie się o nie upomniał. Był to również dzień startu ogólnopolskiej akcji zbierania podpisów pod obywatelskim projektem ustawy zakazującej bezpłatnej dystrybucji plastikowych toreb. Handlowcy nie protestowali, bo takie ograniczenie jest dla nich korzystne. Nie dość, że na zakazie rozdawnictwa jednorazówek sami sporo zaoszczędzą, to jeszcze dodatkowo zarobią na sprzedaży toreb wielokrotnego użytku. Jeszcze w 2008 r. bezpłatne reklamówki znikną z kilkuset dyskontowych sklepów Biedronki. 5 czerwca przestanie je także rozdawać francuska sieć hipermarketów Carrefour.

Większość polityków pomysł zakazu bezpłatnej dystrybucji foliówek może poprzeć. Widzą przecież, że z zaśmiecającymi świat wszędobylskimi torbami w podobny sposób starają się walczyć inne państwa i miasta, nie tylko zresztą w Europie. Przykładów jest sporo.

Od Paryża po Chiny

14 lat temu rozdawane w sklepach torby plastikowe opodatkowała Dania (przy kasie od klienta pobierana jest drobna opłata). W 2002 r. to samo zrobiła Irlandia. W efekcie ich zużycie spadło tam o 90 proc.

Polityka 5.2008 (2639) z dnia 02.02.2008; Rynek; s. 42
Reklama