Archiwum Polityki

Diabli nadali

Jak to było... Zaraz: swat pokazał cherlawemu krawczykowi panienkę. Idealną kandydatkę na żonę. Krawczyk spojrzał raz, spojrzał drugi raz, ocenił figurę i wagę dziewczyny. Po czym westchnął: – I pomyśleć, że to dla mnie rozkwitł ten pączuszek.

Mówi się dużo o związkach wypędzonych. Bardzo przepraszam, czy to jest nowalijka? Patronami Związku Wypędzonych mogliby śmiało zostać Adam i Ewa. Zawsze przecież wypędza się z raju. Choćby ów raj był przedsionkiem piekła. No dobrze, zapyta ktoś kształcony w laickiej ciemnocie, nazywanej dziedzictwem Oświecenia: skąd wziąć diabła kusiciela? Z ballady o Twardowskiej, z ludowej szopki wystruganki, z piosenki „Oj, dana dana – nie ma szatana!”. Rozsądne to nie jest, spłyca ambicje, rozbudzone Noblami i Złotymi Palmami. Może więc lepiej odwołać się do diabła, rozmówcy Leszka Kołakowskiego? Niestety, diabeł intelektualista cytaty i pisaty nie bardzo komponuje się z krajobrazem, gdzie wierzby służą do rodzenia gruszek, pudel jest pieskiem, nie wysłannikiem mrocznych mocy, Bender to profesor, a twórczość Broniewskiego umiałaby docenić załoga karetki pogotowia w Łodzi. Mrucząc do rymu podczas transportu: „Robota, tak wiele roboty – i jeszcze dziesiąty pavulon”.

Specyfikę swojskiego diabła dawno temu odgadł Lechoń, pisząc:

Widziałem ja na świecie szatanów potężnych,
Nie nadętych pyszałków, ale bosko dumnych
I niczym nie ugiętych, i bardzo rozumnych.
Tobie z nimi się mierzyć – toż komedia czysta!
Nigdy z ciebie Boruto, nie będzie Mefista.

Zgoda, nie będzie Mefista, lecz diabelskie zagrożenie istnieje. Jeśli wierzyć badaczom, rodzime diabły to takie gagatki jak na przyk ład Kiczka, Rozwod (chyba Rozwód), Smolisz, Trzcinka, Bież, Lelek (nocny), Klekot, Paskuda czy wreszcie Srala.

Polityka 23.2002 (2353) z dnia 08.06.2002; Groński; s. 101
Reklama