Archiwum Polityki

Czy leci z nami szaleniec?

Przed paru laty miałem okazję zagłębić się w biografię Klary Schumann i jej męża Roberta, który dokonał żywota w zakładzie dla obłąkanych. Istnieje – uzasadniona ponoć – hipoteza, że obłęd Schumanna był następstwem jego zarażenia się chorobą weneryczną. Nadaje to całej tragedii posmak skandaliczny i wstydliwy. Według standardów obyczajowych pierwszej połowy dziewiętnastego wieku choroby weneryczne były sprawiedliwą karą za rozwiązłość, co w wypadku wielkiego muzyka było domniemaniem zasadnym. Wspominam chorobę Schumanna, bo uderzyła mnie w opisach jego ostatnich lat życia pozytywna opinia o postępowym zakładzie w Endenich, gdzie chorych nie wiązano i pozwalano im na przechadzki, co, jak rozumiem, było uważane za rewolucyjny liberalizm. Wcześniejsze opisy zakładów psychiatrycznych wskazują, że może trafniej byłoby je nazwać miejscami odosobnienia dla chorych umysłowo, bowiem bardziej przypominały więzienia aniżeli zakłady lecznicze.

Łatwo nam dzisiaj sądzić surowo naszych przodków i ubolewać nad ich barbarzyństwem, potępiamy je przecież z tym większą satysfakcją, że poprzez kontrast czujemy się lepsi. Warto jednak czasami prześledzić, jakie motywy powodowały, że ludzie izolowali szaleńców, zakuwali ich w żelazne więzy i panicznie bali się obcować z nimi na co dzień. Lęk ten jest zakodowany w nas wszystkich i wciąż daje znać o sobie, szczególnie w środowiskach prymitywnych, gdzie instynkty biorą górę nad wymogami kultury. Kiedy pytam się sam siebie, skąd ten instynkt, to uczony w szkole darwinizmu szukam odpowiedzi w zasadach obrony gatunku.

Z naiwnej, amatorskiej perspektywy odnoszę wrażenie, że nasza współczesna kultura dość skutecznie pokonała instynktowne, podświadome lęki o przyszłość gatunku i nie znajdujemy już dzisiaj żadnego uzasadnienia, by odwodzić ludzi od zachowań, które prowadzą do ich własnej jednostkowej destrukcji, a tym bardziej nie mamy żadnych podstaw, żeby sądzić, że ludzie chorzy psychicznie są już z definicji zagrożeniem (oczywiście niektórzy stanowią zagrożenie, ale to samo można też powiedzieć o ludziach psychicznie zdrowych).

Polityka 23.2002 (2353) z dnia 08.06.2002; Zanussi; s. 105
Reklama