Archiwum Polityki

Cichy bohater z boiska

Najpierw Edyta Górniak odśpiewała coś, co w pewnym przybliżeniu przypominało „Mazurka Dąbrowskiego”. Nie mam nic przeciwko eksperymentom w dziedzinie interpretacji hymnu państwowego, w czym celują północni Amerykanie. Pomysłodawcy zapomnieli jednak, dla kogo i po co ma się szansonistka wysilać. Ponad tysiąc kibiców polskich po to przecież między innymi opłaciło drogie przeloty i hotele, żeby móc sobie ryknąć pod orkiestrę niczym na Stadionie Śląskim. I nic z tego.

Przedstawicieli ludu polskiego na trybunach nie zdenerwowała prezentacja Edyty Górniak, co musiało od razu wzbudzić istotne podejrzenia. Mniejsza o wspomniane już przeloty i hotele, na które nie stać na pewno prawdziwego fana z „żylety”, bo i bez tego wszystko było nie tak. Widzowie ci próbowali wprawdzie udawać szalikowców, zakładając na szyje odpowiednie atrybuty (ich koreańscy sąsiedzi szalików na ogół nie nosili, uważając najwidoczniej, że nie lansuje się mody zimowej wczesną wiosną). Wszystko to było jednak jakoś za czyste i harcerskie. Sprawa się wnet wyjaśniła, gdy zaczęliśmy rozpoznawać znajome twarze aktorów. Biedaczyska, toż już elementarz reklamy poucza, że nie pokazuje się zachwalanego produktu w chybionym kontekście. A jaki był kontekst, każdy mógł się przekonać. Czyli znowu kulą w płot.

Sytuację uratował niezawodny trener Jerzy Engel wystawiając do gry Krzynówka. Krzynówek to jest polska tajna broń niezawodna i jedyna w swoim rodzaju. Gdybyśmy mieli w składzie reprezentacji samych Zidane’ów, Batistutów i Beckhamów, a dodalibyśmy do nich Krzynówka i tak dostalibyśmy lanie. I Krzynówek nie zawiódł pokładanych w nim nadziei. Wykonywał perfekcyjnie to, co do niego należy.

Polityka 24.2002 (2354) z dnia 15.06.2002; Stomma; s. 98
Reklama