Oczywiście, święto niepodległości weszło na stałe do kalendarza polskich rocznic i nie opuści go może nigdy. Przecież jednak kończy się posłannicza i programowa rola tego święta, tak jak je rozumiały, odczytywały i przeżywały kolejne pokolenia Polaków aż po 1989 r. W każdym razie aż po moment, gdy niepodległość III Rzeczpospolitej stała się faktem i znalazła dla siebie swoje symbole. Czy to był moment, gdy ziemie polskie opuścił ostatni żołnierz armii radzieckiej, czy to była ta chwila, gdy prezydent Ryszard Kaczorowski przekazywał prezydentowi Lechowi Wałęsie insygnia II Rzeczpospolitej, czy też uchwalenie nowej „niepodległościowej” konstytucji w 1997 r. – można się spierać i na różny sposób hierarchizować i układać wartości i właśnie symbole. Tak czy inaczej misja 1918 r., misja odzyskania po raz wtóry niepodległości, została poprzez powołanie czy też wyłonienie III Rzeczpospolitej spełniona. I podobnie jak święta 3 Maja i 15 Sierpnia święto 11 Listopada powoli przechodzi na pozycje pomników narodowej dumy, ku chwale, i ku czci i ku pamięci, i tylko marzyć powinniśmy, by nie wróciło do swojej poprzedniej roli: jako nakazu walki o niepodległość. Jest jednak przy okazji obchodów tej rocznicy sposobność, by zastanowić się, czy aby wykorzystaliśmy swoją niepodległość, tak jak ją wykorzystali nasi ojcowie, dziadowie i pradziadowie po 1918 r. W sumie nie mamy chyba czego się znowu tak bardzo wstydzić, choć – przyznajmy – tamte pokolenia stały przed nieporównanie trudniejszymi zadaniami i wyzwaniami, którym dzielnie próbowały sprostać, ale, co najważniejsze i najbardziej tragiczne, bez żadnej szansy na uratowanie odzyskanej niepodległości zadeptanej we wrześniu 1939 r. Mimo to usiłowania i wartości II Rzeczpospolitej stały się wzorotwórcze i później Polakom dodawały często ducha, także wówczas, gdy przywoływali przykłady osiągnięć pozytywistycznych, jak choćby budowę od podstaw Gdyni.