Według danych stołecznego ratusza w tegorocznym Marszu Niepodległości udział wzięło ok. 40 tys. osób.
Narodowcy maszerowali przez Warszawę pod hasłem „Jeszcze Polska nie zginęła”. W przemówieniach było mniej nawiązań do krajowej polityki, a więcej oryginalnego nacjonalizmu, nastawionego zwłaszcza przeciw Brukseli i lewicy.
Pustki w kasie i konflikt związany z usunięciem Roberta Bąkiewicza sprawiły, że Stowarzyszenie Marsz Niepodległości ma spore problemy ze swoją sztandarową imprezą. Narodowcy liczą jednak na nowe otwarcie.
Tempo awansów bywało w tym związku ekspresowe. Lokalny biznesmen, który zasponsorował sztandar, ze stopnia kapitana wyniesionego z wojska od razu dostał podpułkownika, a jego żona majora.
Zapowiada się kolejny wstrząsany konfliktami Marsz Niepodległości. Przełoży się to na zmniejszoną frekwencję i mniejszą kontrolę nad jego przebiegiem. Nie odpuszczą go jednak neofaszyści.
Na pierwszy rzut oka było niesłychanie wręcz spokojnie. Obyło się bez starć z policją, kibicowskich awantur czy zamieszek. Empik nie został ostrzelany, nie spłonęło żadne mieszkanie na trasie. Ale to wcale nie są powody do radości.
Zamiast konkurować z narodowcami o miejsce podczas Marszu Niepodległości Kobiety z Mostu pojechały na polsko-białoruską granicę, żeby pomóc uchodźcom. „Nie mamy poczucia porażki. Udało nam się zrobić coś dobrego” – mówią.
O pierwszej wojnie światowej, feministkach i początkach niepodległości opowiada Maciej Górny, autor wydanej właśnie książki „Polska bez cudów. Historia dla dorosłych”.
W wielu miastach trwają dziś obchody święta 11 listopada, ale największe zgromadzenie to ponownie Marsz Niepodległości, organizowany przez skrajną prawicę w Warszawie. W tym roku ma charakter państwowy.
Dwie msze w rycie trydenckim, transporty zwolenników z całej Polski, zaopatrzenie pirotechniczne i – po raz pierwszy – dwudniowe „Forum Niepodległości” z udziałem prelegentów z Węgier. Tak szykowano tegoroczny marsz w Warszawie.