Twoja „Polityka”. Jest nam po drodze. Każdego dnia.

Pierwszy miesiąc tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Odwołały marsz, pojechały pomóc uchodźcom na granicy

Granica polsko-białoruska w Kuźnicy Granica polsko-białoruska w Kuźnicy HANDOUT / Reuters / Forum
Zamiast konkurować z narodowcami o miejsce podczas Marszu Niepodległości Kobiety z Mostu pojechały na polsko-białoruską granicę, żeby pomóc uchodźcom. „Nie mamy poczucia porażki. Udało nam się zrobić coś dobrego” – mówią.

Gdy narodowcy idący w warszawskim Marszu Niepodległości rzucają petardami w kamienice, palą niemieckie flagi i portrety polityków opozycji, wykrzykując przy tym nienawistne hasła, kilka spośród 14 Kobiet z Mostu wybrało się na granicę z darami dla uchodźców. – Przekazaliśmy samopodgrzewające się posiłki, takie, z jakich korzystają alpiniści, profesjonalną odzież termiczną, kalosze z wkładkami ogrzewającymi, neoprenowe skarpetki, mobilne ogniska, specjalne namioty na ekstremalne chłody i sporo środków medycznych – mówi „Polityce” Ewa Błaszczyk, jedna z organizatorek niedoszłej manifestacji „Niepodległa dla wszystkich”.

PiS wolał Marsz Niepodległości

Wydarzenie zostało legalnie zarejestrowane, miało się odbyć dziś (11 listopada) w Warszawie na rondzie Romana Dmowskiego (przez aktywistki zwanego rondem Praw Kobiet), ale plany pokrzyżował szef Urzędu ds. Kombatantów, nadając niezarejestrowanemu Marszowi Niepodległości charakter państwowy. – Liczyłyśmy się z takim finałem, bo doświadczenie pokazuje, że nasz rząd przepchnie wszelkimi metodami wszystko, co sobie postanowi – tłumaczy Ewa Błaszczyk.

Chodzi m.in. o skargę Zbigniewa Ziobry złożoną do Sądu Najwyższego na decyzję sądów (okręgowego, potem apelacyjnego), które przyznały pierwszeństwo Kobietom z Mostu. – Nie ukrywam, poczułyśmy nadzieję, że uda nam się dopiąć swego, gdy pojawiła się informacja, że Sąd Najwyższy nie zdąży zająć się tą skargą. Jak widać, nadzieja była płonna – dodaje.

Kobiety z Mostu: Zrobiłyśmy coś dobrego

„Niepodległa dla wszystkich” miała mieć formę debaty, a jej głównym tematem miał być właśnie dramat uchodźców na granicy. W opisie zbiórki środków na jej organizację aktywistki oświadczyły, że niewykorzystane pieniądze przekażą na pomoc dla ludzi przebywających w lasach i na bagnach. Nie spodziewały się tylko, że będą to wszystkie zebrane pieniądze. – Oczywiście, że mogłyśmy zorganizować nasze wydarzenie w innym miejscu Warszawy, ale nie chciałyśmy tego robić, żeby nie legitymizować bezprawnych praktyk sojuszu pisowsko-faszystkowskiego – wtrąca Błaszczyk. I dodaje: – Współistnienie dwóch równoległych wydarzeń nie wchodziło w grę, bo nie wiedziałyśmy, jak zachowają się narodowcy i chroniąca ich policja. Bałyśmy się o bezpieczeństwo uczestników i uczestniczek i – co już wiemy – słusznie, bo policja siłą wygoniła z ronda antyfaszystów, a narodowcy poturbowali ludzi zgromadzonych w pikiecie przy miejscu śmierci Piotra Szczęsnego.

W pewnym sensie Kobietom z Mostu udało się dopiąć swego. – Zrobiłyśmy coś dobrego dla ludzi, o których myślałyśmy od początku – mówi aktywistka. – W tym sensie nie odczuwam porażki. Jeżeli jednak mielibyśmy mówić o porażce, to takiej, która dotyczy nas wszystkich – bo rząd przemienił wspólne narodowe święto w święto narodowej nienawiści.

Czytaj też: Idzie i ryczy. Idzie i dymi

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną