Zawracane do lasu, „na drut”, jak mówią wolontariusze, są dzieci bez opieki, osoby niepełnosprawne, kobiety w ciąży czy ofiary handlu ludźmi, którym według międzynarodowego prawa należy się szczególna pomoc – to fragment raportu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka o sytuacji w strefie przy białoruskiej granicy.
Michał Zadara na scenie Teatru Powszechnego zajął się sprawą odpowiedzialności za sytuację uchodźców na białoruskiej granicy: na poważnie, tak jak już dawno powinny instytucje państwowe.
Czego Polacy powinni się wystrzegać, przyjmując miliony ludzi uciekających przed wojną.
Dlaczego Andrzej Sirowacki, Ukrainiec, który stał się w Polsce bohaterem, naraził się swoim rodakom?
Byłby z tego najwyżej scenariusz dla teatrzyku, gdyby nie chodziło o ludzi. Żywych, mających imiona, nazwiska, historie i uczucia, którzy uciekli przed wojną, by w Polsce obrywać rykoszetem.
Wolontariuszom wciąż nie brakuje entuzjazmu, ale tłumi go coraz większe zmęczenie, wypalenie i poczucie bezsilności.
Ponad 100 tys. uchodźców z Ukrainy znalazło w Polsce pracę, najczęściej poniżej kwalifikacji. Największą barierą jest język, ale dochodzi też do nadużyć.
Dla Anny Kułakowskiej nie ma znaczenia: kobieta z dziećmi czy zwichnięty życiowo mężczyzna. Nawet rosyjskiemu żołnierzowi by pomogła, gdyby był w potrzebie.
Można się tylko domyślać, jak nieprofesjonalne i zagubione jest młode wojsko, które ima się takich skrajnie niehonorowych metod prowadzenia wojny.
Czas oczekiwania na pieniądze w dużych miastach dochodzi do miesiąca. „Każdego dnia musimy tłumaczyć osobom goszczącym uchodźców, że system, którym operujemy, jest nieudolny” – mówi rzeczniczka bydgoskiego MOPS.