Marsz Niepodległości: wojny klonów
Marsz Niepodległości: wojny klonów. Co z imprezą po utracie władzy przez PiS?
To już piąty rok wojny domowej w Marszu Niepodległości. Po jednej stronie bąkiewiczowcy, po drugiej konfederaci. Od 2018 r., kiedy konflikt rozgorzał po raz pierwszy, byliśmy już świadkami wzajemnych wyzwisk, ogłaszania konkurencyjnych zarządów, oskarżeń o nielegalne zajęcie lokali, serwerów oraz wyborów prezesów i antyprezesów.
Kluczowy sprawca: PiS
Sprawców tej wielkiej wojny ojczyźnianej w łonie najważniejszej nacjonalistycznej imprezy w Polsce jest mnogo. Kluczowym jednak jest… PiS. Partia Jarosława Kaczyńskiego, zagrożona przez ostatnie lata wzrostem znaczenia Konfederacji, skutecznie miesza szyki na swojej prawej flance. Udało się jej wyłuskać z grona nacjonalistów Roberta Bąkiewicza i – zasiliwszy go solidnie publicznym funduszami – wysłać do boju o serca i dusze „narodowców”. Ten, wyrzucony z ONR i okrzyknięty przez szeregowych neofaszystów oportunistą i karierowiczem, z radością skrył się pod skrzydłami prezesa i bronił swojego stanowiska prezesa Stowarzyszenia Marsz Niepodległości niczym major Sucharski Westerplatte.
Nie chcąc, zgodnie z dawną umową, dopuścić do tej funkcji kogoś z Młodzieży Wszechpolskiej, ściągnął na siebie wściekłość liderów Ruchu Narodowego. Jednocześnie przejście Bąkiewicza do obozu PiS zabrało spod kontroli konfederatów ich największą reklamowo-werbunkową imprezę, podczas której mogli gościć delegacje ekstremistów i radykałów z całego świata i pokazywać im swoją lokalną „potęgę”.
Zapowiada się marsz konfliktów
Co jednak dalej z imprezą po utracie władzy przez PiS? Co dalej z Bąkiewiczem, który sromotnie poległ w wyścigu wyborczym do Sejmu? Zaraz skończą się publiczne pieniądze, więc ten marsz może być ostatnią szansą Bąkiewicza na obronę pozycji na nacjonalistycznej giełdzie.