W Paryżu zakończył się właśnie proces Michela Houellebecqa. Latem 2001 r. autor „Cząstek elementarnych” – których polska edycja znów została odłożona o kilka miesięcy – w wywiadzie dla pisma „Lire” nazwał islam „najbardziej chujową (plus de con) religią na świecie”. Pisarz został ostatecznie uniewinniony przez sąd. A więc wolno. W Moskwie przed sądem stoi Władimir Sorokin i kilku innych pisarzy oskarżonych o pornografię i deprawację kultury rosyjskiej. W Niemczech gromy spadają na Petera Handke za jego użalanie się nad „przykrością”, jaką społeczność międzynarodowa wyrządziła Miloszeviciowi stawiając go przed sądem w Hadze.
Z kolei w USA burza zbiera się nad ciemnoskórym pisarzem LeRoi Jonesem (od niedawna nazwał się Amiri Baraka), który w wierszu tyradzie „Kto zdmuchnął Amerykę” wiąże atak na World Trade Center z grzechami amerykańskiej historii: niewolnictwem, ludobójstwem popełnionym na Indianach, rasizmem, Ku-Klux-Klanem i wreszcie żydowskim spiskiem. W Anglii wyraźne zakłopotanie wywołał piosenkarz i zadeklarowany homoseksualista George Michael, wideoklipem „Zastrzel psa” w stylu Beavisa&Buttheada: mówiąca skarpetka poucza prezydenta Busha o sytuacji militarnej, a pani Blair czeka w łóżku na męża – make love not war – podczas gdy jej Tony łasi się do Busha.
W przypadku rosyjskim i francuskim ujawniają się głębokie pęknięcia w świadomości kulturalnej obu krajów i nowe formy starego konfliktu między liberalno-oświeceniowym szyderstwem a ochroną tabu.
W Moskwie zaczęło się od happeningu putinowskich komsomolców, jak się potocznie nazywa członków organizacji Chodźcie z Nami (dosłownie idący razem, iduszczije wmiestie), którzy obudzili modnego pisarza Władimira Sorokina informacją, że właśnie zakładają przed jego drzwiami wejściowymi więzienną kratę.