Siła odpychania” jest książką o miłości. A właściwie o świecie, w którym miłość jest niemożliwa, i o ludziach, dla których jest ona niemożliwa. W swoim „romansie” Michalski podejmuje jednak próbę diagnozy całości współczesnej kultury, w orbicie której Polska odnalazła się po upadku komunizmu. Robi to pod prąd obiegowych mód i intelektualnych stereotypów. Odsłania pomieszanie pojęć: powszechny, dławiący konformizm w kontestacyjnych kostiumach. To przeciw niemu bohaterowie „Siły odpychania” podnoszą bunt. Jednak tropiący ich narrator nie wybiera łatwej afirmacji ich sprzeciwu. Jego bohaterowie są przecież również „wydrążonymi ludźmi”, tyle że świadomymi swojego wydrążenia.
Powieść Michalskiego, doświadczonego eseisty, przesączona jest żywiołem eseju. Czasami można odnieść wrażenie, że schemat fabularny staje się tylko rusztowaniem służącym autorowi do rozpięcia na nim swoich spekulacji. Ale ten typ powieści ma wielką tradycję dwudziestowiecznej literatury, a wybór Michalskiego uzasadniają jego bohaterowie, którzy żyć potrafią prawie wyłącznie w intelektualnym wymiarze. Są oddzieleni od zmysłowej rzeczywistości. Nawet ich romans ma głównie intelektualny charakter. Nie pamiętają obrazów. Pozostał im głównie zmysł słuchu, aby słyszeć cudze i swoje głosy, słowa... Ale tak naprawdę potrafią zrozumieć tylko samych siebie.
Bohaterowie to trójka równolatków: Marek, Marta i Wojtek. Właściwymi bohaterami jest para pierwszych i to ich romans opowiada narrator. Jednak ten trzeci nie tylko w istotny sposób weń ingeruje. Jest specyficznym lustrem, które wyolbrzymia postawy bohaterów i przedrzeźnia je, doprowadza do skrajności.
Bohaterowie dojrzałość osiągnęli (czy też osiągali, bo jej pełni nie udało się im osiągnąć nigdy) w latach osiemdziesiątych w czasie stanu wojennego, w trakcie manifestacji, pod pałkami ZOMO i w aresztach.