Zdarza się, że w naszym parlamencie niektóre kuriozalne pomysły przepadają. Ale za poprawką posła Chrzanowskiego głosowała zarówno komisja rolnictwa, której przewodzi Wojciech Mojzesowicz z Samoobrony, jak i sejmowa większość. Poprawka polega na tym, że polskim eksporterom słodyczy zabroniono od października kupować polski cukier z kwoty C, czyli po cenach światowych.
Poseł Chrzanowski, poparty przez całe chłopskie lobby, doszedł do wniosku, że jak się eksporterom zabroni kupować tańszy surowiec, to oni potulnie kupią dwukrotnie droższy, czyli z kwoty A – przeznaczonej na spożycie krajowe. I tak dzięki jednemu głosowaniu znacznie poprawi się sytuacja finansowa cukrowni.
Parlamentarzyści czuli za sobą wsparcie całej cukrowej branży, która tonie w zapasach między innymi dlatego, że cukier z kwoty C – czyli właśnie nadwyżki, które powinny być sprzedawane za granicę bez dopłat z budżetu – najwyraźniej pozostaje w kraju. Nie jest to jednak winą eksporterów słodyczy, ale samych cukrowni i cukrowej mafii.
Na trzy sposoby
Rynek cukru, tak jak paliwa, kusi wszelkiej maści aferzystów perspektywą łatwego zarobku. Identyczny towar można bowiem sprzedać po trzech bardzo różnych cenach, w zależności od tego, z jakiej puli pochodzi.
Największa i dająca najwyższą opłacalność jest kwota A – przeznaczona na spożycie krajowe, które jest stabilne i wynosi ok. 1,5 mln ton rocznie. Tutaj cenę wyznacza państwo, czyli Ministerstwo Rolnictwa. Ma ona zapewniać opłacalność zarówno producentom cukru, jak plantatorom buraków. Obecnie cena minimalna wynosi około 1,80 zł. Cukrownie pod groźbą kary finansowej nie mają prawa sprzedać w kraju taniej.
Kwota B wynosi około 104 tys. ton i – zgodnie z umowami międzynarodowymi – nie może być wyższa.