Kiedy w 1969 r. Carlos Santana nagrywał swoją pierwszą płytę, już uchodził za jednego z najlepszych gitarzystów rockowych na świecie. Potem wypadało jedynie utwierdzać tę opinię, co udawało się nie tylko w rockowych przebojach, ale i we współpracy z wybitnymi jazzmanami, między innymi Herbie Hancockiem i Johnem McLaughlinem. W ubiegłej dekadzie popularność meksykańskiego artysty nieco spadła, by znów wybuchnąć z olbrzymią siłą dzięki nagranemu w 1999 r.
Polityka
45.2002
(2375) z dnia 09.11.2002;
Kultura;
s. 64