Archiwum Polityki

Szaman Santana

Kiedy w 1969 r. Carlos Santana nagrywał swoją pierwszą płytę, już uchodził za jednego z najlepszych gitarzystów rockowych na świecie. Potem wypadało jedynie utwierdzać tę opinię, co udawało się nie tylko w rockowych przebojach, ale i we współpracy z wybitnymi jazzmanami, między innymi Herbie Hancockiem i Johnem McLaughlinem. W ubiegłej dekadzie popularność meksykańskiego artysty nieco spadła, by znów wybuchnąć z olbrzymią siłą dzięki nagranemu w 1999 r. albumowi „Supernatural”. I Santana zdaje się iść za ciosem – wydana teraz płyta „Shaman” ma wszelkie cechy hitu. Popisom geniusza gitary towarzyszą głosy Dida, Macy Gray´a, Seala czy wreszcie samego Placida Domingo, zaś w utworze „America” pomaga Santanie metalowa kapela P. O. D. Carlos Santana zadedykował album dwóm postaciom – gitarzyście René Martinezowi i... klasykowi bluesa Johnowi Lee Hookerowi. Dedykacja jest czytelna, wszak ta wielka kariera zaczęła się od bluesa pożenionego później z muzyką latynoską. Ale „Shaman” to w istocie propozycja łączenia rozmaitych stylów, od jazz-rocka do popu, i gitara Santany w każdej estetyce czuje się znakomicie. Nic dziwnego, bo jak pisał kiedyś Edward Stachura – „wszystko jest poezja, tam gdzie jest poeta”. M. P.

:-) świetne
:-, dobre
:-' średnie
:-( złe
Polityka 45.2002 (2375) z dnia 09.11.2002; Kultura; s. 64
Reklama