Archiwum Polityki

Ech, raz, tylko raz

Widowiskowymi imprezami czci się dziś wszystko – od święta państwowego po jubileusz dużej firmy. Niestety, są to wydarzenia jednorazowe, które często czeka słuszne zapomnienie.

Niedawno Polska Rada Biznesu zafundowała sobie na dziesiąte urodziny tzw. „Mesjasza XXI”, czyli „unowocześnioną” wersję Haendlowskiego dzieła. Irlandzki dyrygent Frank McNamara przedstawił tę produkcję po raz pierwszy w Dublinie w 1999 r. z okazji zbliżającego się nowego millenium (też znakomity pretekst do takich przedsięwzięć). Kosztowało to wówczas dwa miliony dolarów. Warszawska realizacja zapewne kosztowała mniej, ale i to było za dużo. Okazało się, że „unowocześnienie” polega na dodaniu sekcji rytmicznej (choć oryginał jest wystarczająco rytmiczny), fałszującego chórku gospelsowego i popularnych piosenkarzy w roli solistów. Przykro to stwierdzić, ale cała tandeta polskiej wokalistyki popowej została tu obnażona: „hitowe” melodie Haendla brzmiały w większości jak wycie pijanego dresiarza.

Era trzech tenorów

Menedżerowie kultury musieli w ostatnich latach przyswoić sobie dwie zasady. Pierwsza głosi, że im więcej publiczności może przyciągnąć impreza, tym łatwiej znaleźć sponsorów. Druga – że ludzie przyjdą najchętniej albo na występ gwiazdy, albo na coś, co zrozumieją bez problemów, a najlepiej żeby były dwa w jednym. Podchwycili te reguły sami artyści. Dlatego strzałem w dziesiątkę okazały się swego czasu koncerty trzech tenorów. Pierwszy taki występ, który Plácido Domingo, Luciano Pavarotti i José Carreras dali w Termach Caracalli w 1990 r., miał być wydarzeniem jednorazowym – zorganizowano go z okazji mistrzostw świata w piłce nożnej.

Jednak rzecz chwyciła do tego stopnia, że „ich trzech” zmuszono do licznych kolejnych występów i tras koncertowych. Występowali okazjonalnie także w Polsce, choć nie wszyscy naraz. Ale moda na tenorów przyjęła się, wzmocniona w tym roku rocznicą Jana Kiepury.

Polityka 45.2002 (2375) z dnia 09.11.2002; Kultura; s. 74
Reklama