Archiwum Polityki

Dzień tornistra

Z ogromną radością zobaczyłam na okładce „Polityki” piękną gruszkę z równie atrakcyjnym kręgosłupem, opatrzoną tytułem „Bóle w krzyżu, polska dolegliwość nr 1”. Z uwagą przeczytałam również Raport [„Łupie w krzyżu”, POLITYKA 39, dot. kłopotów z kręgosłupem – red.], w dość lekkiej, za to przystępnej formie traktujący ten temat. Również strona graficzna nader jest udana, zwłaszcza ilustracja demonstrująca kolorowe tornistry, beztrosko idących do szkoły dzieci. Ale sytuacja właśnie dzieci i młodzieży wygląda zupełnie inaczej. Niejednokrotnie trafiałam na wzmianki w prasie, radiu i TV... o ważeniu tornistrów w kilku miastach polskich, m.in. w Poznaniu i Łodzi... Ale nadal, poza ubolewaniem i współczuciem, nic z tego nie wynika. Dramat trwa i jeżeli mu nie zapobiegniemy, następne pokolenia, aby wytrzymać ten ciężar stale rosnącej (często wątpliwej) mądrości na słabych pleckach, zmuszone będą przyjąć pozycję, do jakiej natura predystynowała nasz gatunek, czyli zejść na cztery nogi!

Wiem, że były apele, aby społeczeństwo włączyło się w akcję przekazując pomysły i rady. Parę z nich wysłuchałam ze zgrozą. Np. jeden zeszyt do kilku przedmiotów, czyli noszenie stale kilku niepotrzebnych zeszytów do jednego przedmiotu. Proponowano także zorganizowanie szafek w szatniach szkolnych. Większość prowincjonalnych szkół nie ma szatni, nie ma również sal gimnastycznych, a nawet na tyle dużych korytarzy, aby można było wychodzić na nie na przerwach!

Moje wnuczki w wieku 11 i 13 lat noszą na plecach plecaki (bo w górach to właściwiej) ważące 3–5 kg!

Postanowiłam więc, jako baba ze wsi, a także grafik z wykształcenia, zaproponować, co następuje:

1.

Polityka 45.2002 (2375) z dnia 09.11.2002; Listy; s. 83
Reklama