Archiwum Polityki

Biję, bo byłem bity

36 proc. Polaków twierdzi, że stosowanie kar cielesnych wobec własnych dzieci nie jest niczym złym, wręcz przeciwnie, jest to wręcz konieczne (badania Fundacji Dzieci Niczyje). Większość jednak – 48 proc. – tak dalece jest przeciwna stosowaniu siły wobec potomstwa, że widzi konieczność wprowadzenia normy prawnej, na mocy której ścigano by skłonnych do lania rodziców (16 proc. badanych nie ma sprecyzowanego zdania). Do przeciwników kar należą kobiety, ludzie młodzi, z co najmniej średnim wykształceniem, raczej niewierzący i – co charakterystyczne – tacy, którzy sami nie doświadczali przemocy w dzieciństwie. A jest ich stosunkowo niewielu – co dwudziesty dorosły Polak.

Dzisiejsi dorośli mieli ciężkie dzieciństwo:


21 proc. przyznaje, że dostawało systematyczne lanie pasem na gołe siedzenie, 18 proc. klęczało w kącie, 16 proc. było bite w twarz, a 6 proc. okładane pięściami. Dlaczego ludzie, którzy doświadczyli najboleśniejszych represji, uznają, że to im wyszło na dobre (tylko 5 proc. stwierdza, że miało to negatywny wpływ na ich dalsze życie) i powielają ten model wychowawczy?

Prof. Adam Frączek, psycholog i pedagog, rektor Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej:

Osoby, które składają tego rodzaju deklaracje, wychowały się w środowisku wyznającym pewne normy, przekonania, wartości; częścią tej subkultury są też przejęte wzorce zachowań. Choć więc mogą odczuwać, że doznały krzywdy na poziomie osobistym, to na poziomie standardu kulturowego przemoc wobec dzieci uznają za zachowanie należyte. Deklaracje przez nie składane, że bicie dzieci nie jest niczym nagannym, mogą mieć trojakiego rodzaju podłoże. Po pierwsze jest to reakcja obronna: owszem, ojciec mnie tłukł, ale był porządnym człowiekiem.

Polityka 45.2002 (2375) z dnia 09.11.2002; Społeczeństwo; s. 86
Reklama