Archiwum Polityki

Dysonans i groteska

Krzysztofowi Pendereckiemu przydarzył się wypadek przy pracy. Na zamówienie z Nowego Jorku kompozytor pisał koncert fortepianowy, który miał być lekki i pogodny. Nagle – 11 września. Co robić? Nie wypada nie zareagować na tragedię. Ale szkoda tego, co już napisane. Dokleił więc w środku utworu pompatyczny chorał i dzwony. Wyszedł dysonans (poznawczy).

Andrzejowi Chłopeckiemu przydarzył się wypadek przy pracy. Krytyk przyłożył koncertowi Pendereckiego w „Gazecie Świątecznej” – jego zbójeckie prawo. Ale przy tym obraził się totalnie na kompozytora, którego przecież sam niegdyś wychwalał. Szukał więc skrajnie obelżywego słowa – i znalazł socrealizm. Nieważne, że określenie nieadekwatne, byle efekt był silny. Wyszła bzdura.

Na tym nie koniec niefortunnych wypadków. Obraziła się bowiem na Chłopeckiego grupa luminarzy muzyki polskiej i aby o tym powiadomić opinię publiczną, wysłała do gazety list protestacyjny. Artyści nie przewidzieli jednak, że tego rodzaju protest to dziś broń obosieczna. Czytelnik myśli: czyżby chcieli cenzury? A czy to aby nie pomysł rodem z epoki socrealizmu? Wyszła groteska – niestety.

Polityka 44.2002 (2374) z dnia 02.11.2002; Kultura; s. 52
Reklama