Archiwum Polityki

Straszno, aż śmieszno

Na ekrany kin wszedł właśnie „Czerwony smok” z Anthonym Hopkinsem jako demonicznym doktorem Lecterem oraz kolejna część filmowej serii „Halloween”, a w księgarniach pojawiło się „14 mrocznych opowieści” Stephena Kinga. Twórcy thrillerów i horrorów szukają nowych sposobów, by nastraszyć i przerazić publiczność, co wcale nie jest dziś takie łatwe.

Wyreżyserowany przez Bretta Ratnera „Czerwony smok” to bodaj jeden z najbardziej wyczekiwanych filmów tej jesieni. Oto bowiem Anthony Hopkins po raz ostatni miał się wcielić w główną postać książkowej trylogii Thomasa Harrisa. Gdy 11 lat temu zagrał pierwszy raz doktora Hannibala Lectera – w „Milczeniu owiec”, filmie należącym już do klasyki kina – na świecie zapanowała istna lecteromania. Bohaterem kultury popularnej stał się psychopatyczny morderca i zarazem smakosz gustujący w wyrafinowanych potrawach przyrządzanych ze swoich ofiar. Przez całe lata 90. rozmaici twórcy próbowali powtórzyć sukces filmu Jonathana Demme’a i stworzyć równie przerażającą postać: mieliśmy więc parkę zwyrodnialców w „Urodzonych mordercach”, fanatyka religijnego w mrocznym „Siedem”, zbrodniczego socjopatę w „Kalifornii” i z tuzin innych, na ogół mało udatnych, czarnych charakterów.

Wreszcie sam Thomas Harris ugiął się pod żądaniami fanów i napisał „Hannibala”, gdzie doktor Lecter i znana z „Milczenia owiec” agentka FBI Clarice Starling ponownie spotykają się, tym razem już nie w szpitalu psychiatrycznym, ale w pięknej Florencji. Jednak ani powieść, ani stworzony na jej podstawie film Ridleya Scotta nie odniósł spodziewanego sukcesu. Okazało się, że przesada nie służy thrillerom, przeładowanie rozmaitych efektów powoduje bowiem, że zamiast się bać, zaczynamy się śmiać, a nie o to przecież chodzi.

Hannibal-kanibal

„Czerwony smok” całkiem dobrze prezentuje się na tle „Hannibala” oraz swojej dawniejszej wersji (w 1986 r. nakręcił ją Michael Mann). Mamy tu więc znakomitą ekspozycję ze sceną kolacji, którą Lecter wydaje na cześć dyrektora orkiestry symfonicznej, przy czym biedak ten nie wie, że we wspaniałej potrawce konsumuje swojego flecistę.

Polityka 44.2002 (2374) z dnia 02.11.2002; Kultura; s. 54
Reklama