Aparaty ultrasonograficzne stają się w gabinetach lekarskich niemal tak powszechne jak stetoskopy. Trudno się dziwić, skoro dzięki USG można błyskawicznie i bezboleśnie zajrzeć do wnętrza ciała pacjenta. Jest przy tym całkowicie bezpieczne dla zdrowia i można je stosować u tej samej osoby dowolnie często. Fale ultradźwiękowe, emitowane przez medyczne aparaty USG, nie niosą bowiem tyle energii, by mogły uszkadzać materiał genetyczny komórek. To stanowi o przewadze ultrasonografii nad aparaturą rentgenowską. Jednak za bezpieczeństwo trzeba zapłacić. O ile promieniowanie rentgenowskie przeszywa organizm na wylot, o tyle USG nie jest w stanie przekazać dokładnych obrazów tkanek z głębokości większej niż kilka centymetrów. Dlatego w światowych laboratoriach naukowcy zastanawiają się, jak – nie zwiększając energii ultradźwięków – zajrzeć głębiej w ciało człowieka. Prace nad rozwiązaniem tego zagadnienia prowadzone są w USA, Danii, Niemczech i w Polsce, gdzie warszawski Instytut Podstawowych Problemów Techniki PAN (IPPT) ściśle współpracuje z puławską firmą Echo-Son.
– Pod koniec przyszłego roku powinien być gotowy prototyp nowego aparatu, który znacznie zwiększy możliwości diagnostyczne – mówi prof. Andrzej Nowicki, zastępca dyrektora IPPT. Standardowe aparaty USG potrafią bowiem wykryć zmiany nowotworowe wielkości zaledwie 0,5 mm, ale najwyżej kilka centymetrów pod skórą. Natomiast nowe urządzenia pozwolą zajrzeć nawet dwa razy głębiej, dzięki sygnałowi z kodowaną transmisją i kompresją. Na czym to polega? Aby poprawić dokładność obrazu, należałoby zastosować fale krótsze, a więc mające większą częstotliwość. Tymczasem im jest ona wyższa, tym większemu tłumieniu ulegają fale w badanych tkankach. Dlatego aby zajrzeć głębiej, należałoby użyć fal o wyższej energii, a te z kolei byłyby niebezpieczne dla zdrowia.