Archiwum Polityki

Emeryt na etacie

Ministerstwo Pracy zrezygnowało z pomysłu, aby zakazać pracy emerytom. Rozważa natomiast kolejną propozycję – aby ograniczyć zarobki rencistów i emerytów do około 600–700 zł miesięcznie (czyli równowartości 30–35 proc. przeciętnego wynagrodzenia). Zarobki wyższe byłyby obciążone wyższą składką na Fundusz Pracy, którą płacą pracodawcy. Dodatkowe dochody powyżej 1500 zł (70 proc. przeciętnego wynagrodzenia) powodowałyby zawieszenie świadczeń.

Ta propozycja, podobnie jak poprzednia, z pewnością spotka się z krytyką. I słusznie, ponieważ zło nie tkwi w tym, że emeryci dorabiają, ale w mechanizmie zachęcającym ludzi do wcześniejszego przechodzenia na emeryturę lub rentę po to, aby potem spokojnie – i w sumie za większe niż przedtem pieniądze – pracować dalej. Dla pracodawcy młody emeryt jest pracownikiem tańszym, ponieważ nie musi za niego płacić wysokich składek ZUS. Zwolniony jest od nich już także sam zainteresowany. Przy tak wysokich kosztach pracy wyścig po etat przegrywają osoby młodsze, które pracodawcę kosztują więcej. Tę patologię zlikwiduje nowy system emerytalny, ale dopiero koło 2010 r., gdy zaczną kończyć pracę osoby nim objęte. Do tej pory każda próba rozwiązania problemu rykoszetem uderzać będzie w ludzi starszych, którzy nie skorzystali z przywileju wcześniejszego przejścia na emeryturę, więc ograniczanie im możliwości zarobkowania jest głęboko krzywdzące.

Polityka 14.2002 (2344) z dnia 06.04.2002; Gospodarka; s. 56
Reklama