Archiwum Polityki

Sto na sto

Może to na razie niewielki kłopot, ale Saddam Husajn stuprocentowym wynikiem wyborczym przy stuprocentowej frekwencji zamknął sobie drogę, aby za siedem lat jeszcze go poprawić. W poprzednim referendum przedłużającym prezydencką kadencję w Iraku osiągnął 99,96 proc. poparcia. Teraz doszedł do ściany: już nie może być bardziej kochany. Prezydencka administracja bardzo natrudziła się w terenie, aby osiągnąć taki wynik, co pokazuje, jak bardzo władcy absolutni żądni są stwarzać pozory. Karty do głosowania rozdano na kilka dni wcześniej, prowadzono masowe szkolenia, jak należy je wypełnić, a kabiny do głosowania zostały odstawione w kąt, żeby nie rozpraszały uwagi: wyborca zostawał sam na sam z urną. W istocie też odpowiadał na zupełnie inne pytanie, niż zostało zadane. Mianowicie: czy boję się o swoją przyszłość w obliczu kolejnej wojny z Wujem Samem? – oraz na pytanie pomocnicze: czy w związku z tym jeszcze bardziej nienawidzę Ameryki? Po 12 latach sankcji, zniszczeń, bombardowań, permanentnego stanu wojennego – wymierzonego w dyktatora, ale uderzającego w zwykłych ludzi – te uczucia są stuprocentowo oczywiste. A dodatkowo w tym swoistym stanie zawieszenia prezydent żywi cały naród zamieniając ropę na żywność dystrybuowaną systemem kartkowym. Innej już prawie nie ma. Jak nie okazać wdzięczności jedynemu żywicielowi rodziny? Wszechwładna partia Baas rządzi od 34 lat, Saddam – od 23 lat, wielu ludzi nie wyobraża sobie innej sytuacji. Chcą już tylko jakoś przeżyć. Niepewność wydaje się jeszcze gorsza niż ta pewność, którą poznali na własnej skórze. A jeszcze do tego – powszechna (podobno) amnestia. Tyle naraz radości, którą naród dzieli się ze swoim Ojcem. (wp)

Polityka 43.2002 (2373) z dnia 26.10.2002; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 14
Reklama