Debiutant Piotr Trzaskalski – absolwent dwóch krajowych wyższych uczelni i stypendysta brytyjskiej szkoły filmowej w Leeds – nakręcił film, którego mogą mu pozazdrościć inni reżyserzy. Mądry, przejmujący, ciepły – jakiego dawno nie było w naszych kinach. Historia opisana w „Edim” stanowi zaskakujące połączenie brutalnej opowieści o ludziach z marginesu oraz metafizycznej baśni. Tytułowy Edi, brawurowo zagrany przez Henryka Gołębiewskiego, jest idealistą i chodzącą dobrocią. Choć żyje na dnie, zbiera złom, brakuje mu perspektyw – czyta książki znalezione na śmietniku i nie gaśnie w nim nadzieja na lepsze życie. Mafia, która handluje kradzionym alkoholem, podejrzewa go o zgwałcenie nastoletniej siostry jednego z jej przywódców. Edi bierze ciężar cudzej winy na siebie. Okrutna kara, jaka go za to spotyka, nie jest w stanie zniszczyć jego wiary. W tej przypowieści o ludzkim losie osadzonej w środowisku nędzarzy i kryminalistów dyskretnie pobrzmiewa biblijny ton. Zaś nostalgiczno-melancholijny klimat „Ediego” nieoczekiwanie zbliża film Trzaskalskiego do dzieła Andrieja Tarkowskiego. Zjawisko! (JAW)
:-, dobre
:-' średnie
:-( złe