Archiwum Polityki

Śmierć w raju

190 ofiar śmiertelnych, 309 rannych, w tym 90 w bardzo ciężkim stanie to wstępny bilans najtragiczniejszego zamachu w dziejach Indonezji. Samochód pułapka eksplodował w sobotni wieczór pod Sari Club, nocnym lokalem tuż koło rajskiej plaży w zatłoczonym kurorcie Kuta na wyspie Bali. Miejsce to uczęszczane było głównie przez turystów z Australii, na liście ofiar znaleźli się też Amerykanie, Szwajcarzy, Niemcy i Szwedzi. Eksplozja była tak potężna, że wiele ciał ciężko będzie zidentyfikować. Już od niedzieli rano rozpoczęła się paniczna ucieczka z wakacji. Obywatelom amerykańskim nakazano pilny powrót do domu, innym ambasady zalecają unikanie miejsc publicznych. Straty w turystyce, która przynosiła Indonezji 5 mld dol. rocznie, mogą być ogromne. Zrujnowanej opinii Bali – zwanej wyspą bogów i oazą spokoju – łatwo się nie odbuduje. Cios był więc celny, a efekt medialny – jak wcześniej w Egipcie po zamachach na cudzoziemskich turystów – równie druzgocący. I o to zapewne chodziło zamachowcom. Nikt nie przyznał się do tego aktu terroru; podsuwane tropy prowadzą do fundamentalistów islamskich z radykalnej organizacji Dżemaja Islamija powiązanej z Al-Kaidą. Zwolennikom tezy, iż walka z terroryzmem, aby była skuteczna, musi być prowadzona w skali całego globu, przybył kolejny argument. Dla Indonezji, targanej silnymi konfliktami wewnętrznymi, będzie to bardzo trudne zadanie. (wp)

Polityka 42.2002 (2372) z dnia 19.10.2002; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 15
Reklama