W książce Marii Bogusławskiej „Rocznice narodowe – wskazówki i materiały potrzebne dla urządzających obchody narodowe”, wydanej przez Księgarnię Polską Bernarda Połonieckiego, Lwów i Warszawa 1926, znalazłem taką oto recepturę na wystawienie „Kordiana” (cytuję we fragmentach):
„Przygotowanie i prolog opuścić. Zaczyna się od aktu I. W scenie skrócić można opowiadanie Grzegorza, str. 25, od słów »I niby pięć gwiazd«... do »Wtem wódz przyjechał konno«. Dalej z monologu Kordiana, str. 29, od słów: »Chyba, że w owej drodze!« do: »Miłość? Zapomnę o niej«.
Z aktu II pozostawia się tylko monolog na szczycie Mont-Blanc (str. 47). (...)
Z aktu III sceny 1, 2, 3 wypadają. (...) W scenie 4, w podziemiach – można zastosować pewne skróty w słowach Podchorążego (str. 62–64 i str. 66–67). (...) Sceny: 6. Szpital warjatów, 9. W zamku królewskim i 10. Plac Marsowy skreśla się. Przedstawienie kończy się na wyprowadzeniu Kordjana na śmierć”.
Autorka troszczy się oczywiście o możliwości inscenizatorskie szkolnych, „gminnych” albo „powiatowych” teatrzyków i rzecz to zrozumiała. Radzę jednak przeczytać spreparowany przez nią dramat. Okazuje się nagle, że Słowacki napisał rzecz bogoojczyźnianą bez zbędnych wahań i odcieni. Nie chodzi tu już tylko o wyczyszczenie „Kordiana” ze zbędnych, pokrętnych amorów. Znika również niesmaczny papież z papugą, wszystkie Ruskie są jak w komentarzach telewizyjnych Waldemara Milewicza na jedno kopyto, więc nie ma oczywiście Konstantego wstawiającego się za skazańcem etc. Uzyskujemy tekst prosty, poprawny i patriotyczny, który doprawdy polecić można młodzieży, włościanom i prostaczkom.