Do ciekawego Raportu (POLITYKA 14) chciałabym dorzucić kilka uwag. Jakie jest polskie wyobrażenie elegancji? Otóż takie, że rzeczy tzw. markowe są od razu i z daleka widziane. (...) Ubrań markowych na świecie są dziesiątki tysięcy. Są marki różne, niskie, średnie, wysokie. Z obecnych w Polsce: Zara, Benetton, Promod, Mando, Levis, Cottonfield itp. są markami średnimi reprezentującymi rynek masowy. Nazwanie tych ubrań markowymi jest nieporozumieniem.
Jakie w Polsce mamy rzeczy naprawdę markowe? Można je wyliczyć na palcach jednej ręki: Kenzo (bardzo mały wybór), Cerruti (męski), Escada, Sergio Rossi (buty), TSE (śladowo), Max Mara. Nie mogę sobie przypomnieć więcej. Śladowy Gianfranco Ferre, Mosquino. Sonia Rykiel, marka, która sukcesy odnosiła w latach 70., ani do modnych, ani dobrych na pewno nie należy i nie rozumiem, czemu cytujecie ją jako statusową. DKNY (postawienie jej w jednym rzędzie z Pradą to tak, jakby Daewoo zrównać z Volvo) jest jedną z 6 linii Donny Karan, amerykańskiej projektantki. Można ją dostać w supermarketach.
Ubrań prawdziwych „marek” jest na świecie nie więcej niż 200. Poznaje się je nie po tym, że mają złotego węża czy przyszyty do rękawa napis, tylko po kroju, fasonie i materiale. Są dyskretne. Żaden liczący się projektant nie oznacza swojego nazwiska widocznymi znakami zewnętrznymi. Wszystko, co ma na sobie duży znak, logo, napis, jest w złym guście.
(...) A naprawdę elitarne ubrania szyje się na miarę i we Francji, i we Włoszech, w Londynie i w Bostonie. Często słyszę z różnych ust „liczy się dla mnie dobra jakość”. Obawiam się, że te słowa w polskiej rzeczywistości są hasłem bez pokrycia.