Archiwum Polityki

Z kabaretem do Europy

On jest taki mądry, że już nawet nie wie, do czego służy rozum – mówiło się u mnie w domu o pewnym znajomym. Przepraszam, a czy to dziś łatwo pozbierać się z rozumem? Radzę się zastanowić:
– Raz... dwa... trzy... Dziesięć już było.

Ulicami naszych miast przeciągnęły pochody: baby i dziady, ciotki endeczki, młodzieńcy Wszechpolscy, Sarmaci na pół wąsa. Manifestowali przeciwko Unii i Europie, która zasadziła się na naszą ziemię-matczysko, nasz największy skarb. Żal mi biurokratów z Brukseli – kompletnie niedoinformowani nie wiedzą, że naszym największym skarbem są liderzy Ligi Polskich Rodzin. Gdyby ich hurtem wykupiono – koniec, umarł w butach! Chociaż należy wątpić, czy ktokolwiek ocaliłby buty, dzwoniąc kajdanami do taktu hymnu „O radości, iskro bogów”. Protesty antyunijne i propaganda prounijna sztabowców ministra Wiatra – oto, co nas czeka w najbliższych sezonach. Tymczasem najcelniejszy slogan tłumaczący sens przystąpienia do Unii już jest. Jego autor to znany państwu z łamów „Polityki” Andrzej Krzysztof Wróblewski: „Jeśli nie będziemy in, to będziemy out”.

Sformułowaniem zachwycił się prof. Miodek. W dyskusji językowej w „Odrze” stwierdził, że AKW: „Zastosował dwa maleńkie przyimki angielskie, żeby wyrazić pewną bardzo złożoną i istotną prawdę. Może być coś lepszego stylistycznie? Takie krótkie zdanie, w którym dwa maleńkie przyimki mówią wszystko...”. Jeśli nie będziemy in, to będziemy out – zgodnie z zaleceniem uczestnictwa podreptałem do Pałacu na Targi Książki. Powiadają: kiedy nie ma się szczęścia, lepiej się w ogóle nie urodzić. Mnie dopisało szczęście.

Polityka 22.2002 (2352) z dnia 01.06.2002; Groński; s. 103
Reklama