W moich wspomnieniach z czasu dojrzewania równie mocno jak sam egzamin dojrzałości zapisała się szkolna studniówka, na której miałem po raz pierwszy publicznie zatańczyć z dziewczyną. Przypuszczam, że brzmi to nieco anachronicznie, bo dziś młodzi ludzie na długo przed maturą ćwiczą różne tańce w dyskotekach, ja natomiast, w latach pięćdziesiątych, jako piętnastolatek nie miałem szans na to, by spróbować tańców w restauracji, na dancingu, a rzadkie w owych latach prywatki przy muzyce z adaptera polegały wprawdzie na tańczeniu, ale jako młodzieniec równie niezgrabny co nieśmiały kryłem się zawsze po kątach i unikałem pląsów.
Polityka
22.2002
(2352) z dnia 01.06.2002;
Zanussi;
s. 105