Archiwum Polityki

Przewodnik z ekstraklasy

Marek Michalik przedstawił dogłębną analizę sukcesu polskich przewodników wycieczek zagranicznych [„Na bursztynowym szlaku”, POLITYKA 34]. Są „eleganccy, elokwentni, biegle władają językami”. Komplementy autora przyjęłam z zadowoleniem, bowiem sama zajmowałam się tą profesją przez 6 lat. Jak wynika dalej z artykułu, przewodnicy należą do ekstraklasy lub do przeciętniaków. Niewątpliwie wymagające i świetnie płatne grupy Żydów amerykańskich, które oprowadzałam dzień w dzień od kwietnia do listopada, kwalifikowały mnie do tej pierwszej grupy. Na czym zatem polegała moja atrakcyjność? Według autora opierała się ona na płaceniu łapówek pracownikom biur podróży i usilnej promocji sklepów i restauracji, gdzie przewodnik dostaje działkę w postaci procentu od utargu. Otóż panie Marku, zapewniam pana, że w trakcie mojej kariery ani razu nie dałam nikomu łapówki i nigdy nie zaciągnęłam klientów do wybranego „ulubionego” sklepu. No chyba że faktycznie uważałam, że wybór towaru zaspokoi oczekiwania moich gości lub że ceny były tam najatrakcyjniejsze. Może właśnie dlatego należałam do ekstraklasy? Turyści nie są naiwni i głupi, jak wynika z pana artykułu. Sukces najlepszych przewodników wynika z ich rzetelnej wiedzy, wrażliwości na potrzeby innych i wreszcie zrozumienia stosunków międzyludzkich. I właśnie dlatego wciąż pozostaję w kontakcie z liczną grupą turystów-przyjaciół, którzy wciąż wspominają mnie jako „the best guide ever”.

Polityka 41.2002 (2371) z dnia 12.10.2002; Do i od redakcji; s. 18
Reklama