Archiwum Polityki

Scena życia codziennego

Rozmowa z prof. Piotrem Sztompką, socjologiem, o nastrojach społecznych

Z okien swojego krakowskiego gabinetu widzi pan Rynek Główny, kopułę kościółka św. Wojciecha, Ratusz, kawałek Sukiennic. Jest to scena z niezwykłymi dekoracjami, na której tradycja miesza się z codziennością. Jaką sztukę dziś dają na tej scenie?

Rynek rzeczywiście jest teatrem życia codziennego. Największe wrażenie robi na mnie zmiana repertuaru. Kiedyś Rynek był szary, zwłaszcza wieczorem, wymarły, pusty. Przewijali się tylko jacyś smutni alkoholicy i panie lżejszych obyczajów.

Dzisiaj jest to miejsce kolorowe, tętniące życiem od rana do wieczora. Widać ludzi, którzy się wzbogacili i paradują po Rynku, ale widać też proszących o jałmużnę. Od razu rzuca się w oczy różnica między elitą społeczną a tymi, którzy odpadli z gry.

Czy spojrzenie na Rynek to tylko odpoczynek dla oczu zmęczonych wpatrywaniem się w wykresy i tabelki, czy też z obserwacji tych można wyciągnąć jakieś głębsze wnioski?

Socjologia powinna się zajmować przede wszystkim życiem codziennym, zwykłymi ludźmi. Ich działaniami, marzeniami, nadziejami. To jest nasz właściwy temat, a nie jakieś wyabstrahowane struktury. Musi zaczynać się od człowieka i kończyć na człowieku. Inspiracje winna czerpać z takich obserwacji jak moje z okna na Rynek, a swoje uogólnienia tłumaczyć na język pożytków płynących dla zwyczajnych obywateli.

Wybitny socjolog niemiecki, który całe życie robił sondaże, statystyczne badania, tabelki, Erwin Scheuch, kiedy przeszedł na emeryturę, ze szczerością starszego już człowieka powiedział publicznie, że gdy naprawdę chce się czegoś dowiedzieć o Włoszech, idzie do tawerny albo do baru kawowego, jak się chce czegoś dowiedzieć o Niemcach, idzie do piwiarni, jak chce zrozumieć Francuzów, wstępuje do bistro.

Nie są to chyba naukowe metody.

Polityka 41.2002 (2371) z dnia 12.10.2002; Społeczeństwo; s. 84
Reklama