Przez dwa lata Sejm cyzelował zapisy nowego prawa farmaceutycznego i zanim ustalił ostateczną wersję, wiele czasu poświęcił na wytyczenie granic przyzwoitości dla reklamy leków. Od 1 października w gazetowo-telewizyjnych materiałach je zachwalających nie powinniśmy już oglądać „osób posiadających wykształcenie medyczne lub sugerujących posiadanie takiego wykształcenia”. Ustawodawcom chodziło o to, by wyeliminować z reklam pseudolekarzy, którzy mamiąc chorych i hipochondryków autorytetem białego kitla manipulowali publicznością. Ta z kolei tłumnie gnała do aptek, łykała co popadnie, a później naprawdę chorowała na skutek np. przedawkowania. Ale okazuje się, że producenci zadrwili z nowego prawa – w roli reklamujących leki mamy dziś w telewizji studentów medycyny, a ta sama pani ekspert, która kiedyś tłumaczyła zalety środka przeciwbólowego, otrzymała na ekranie podpis: profesor socjologii! Środowisko lekarskie wielokrotnie dawało w ostatnich latach do zrozumienia, że sposób reklamowania w telewizji leków z udziałem aktorów w białych kitlach uwłacza ich zawodowej godności, gdyż żaden lekarz nie powinien kupczyć preparatami medycznymi tak jak mydłem lub marchewką. Co lekarze powiedzą teraz, gdy firmy farmaceutyczne postanowiły zatrudnić w roli ekspertów medycyny socjologów i studentów? Tokarz w chmurze opiłków może zachwalać preparaty z żelazem, ogrodnik cudowne zioła, a sprzątaczka środki przeczyszczające. A lekarze będą mieli święty spokój, bo do niczego nie będą potrzebni. Nawet do reklamy. PAW