Wiadomość, że lekarze nie wypiszą nam już recepty na konkretny lek, a tylko na substancję czynną, którą zawierają różne specyfiki, zelektryzowała i pacjentów, i lekarzy. O tym, czym będziemy się leczyć, decydowałby wówczas aptekarz. Na szczęście ministra zdrowia zapewniła, że tak nie będzie.
Po pięciu latach od legalizacji medycznej marihuany nie jest trudno zostać pacjentem i palić lub waporyzować legalne zioło. Ale za posiadanie nawet niewielkiej ilości suszu bez recepty wciąż grozi więzienie.
Z ważnej afery z wypisywaniem e-recept wypączkowała kolejna, jeszcze ważniejsza – uświadomiliśmy sobie, że nasze dane wrażliwe mogą być przez polityków PiS upublicznione i wykorzystane w kampanii wyborczej przeciwko każdemu.
Państwo najpierw otworzyło furtkę na wystawianie e-recept pacjentom nigdy niebadanym przez lekarza, a teraz walczy z przekrętami kosztem innych pacjentów. Przez limitowanie liczby recept niezbędnych.
Ministerstwo Zdrowia przekazało Naczelnej Izbie Lekarskiej dane kilkunastu lekarzy, których nazwiska firmowały hurtowo wystawiane przez automaty recepty bez badania pacjentów. Grozi im utrata prawa wykonywania zawodu, jeśli wyrazili na to zgodę świadomie, dla pieniędzy.
Unia wytyka Ameryce, że nie eksportuje szczepionek, a teraz tanim kosztem reperuje wizerunek kraju, który w środku pandemii zakazał ich wywozu nawet do Kanady i Meksyku.
Bogaci kłują co czwartego obywatela, biedni co pięćsetnego. Bez przełomu nic z tego rychło nie będzie, a nie ma innego pomysłu niż uwolnienie praw intelektualnych na szczepionki.
Koncerny farmaceutyczne miały wyjątkową chwilę dobrej reputacji. Ale to się już kończy.
Brexit, Donald Trump, eksplozja populizmów, a teraz jeszcze koronawirus. Czy czterej jeźdźcy apokalipsy zakończą erę gospodarczej globalizacji?
W wyniku kryzysu opioidowego w Ameryce życie straciło już kilkaset tysięcy osób. Końca tej katastrofy nie widać. Za to początki podobnej można dostrzec w Polsce.